26/12/2021

Czerwone wino nie ochroni nas przed chorobami serca

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 6 min.

Bardzo często w dyskusjach na temat szkodliwości alkoholu pada argument, jakoby działał on ochronnie na serce. Szczególny efekt kardioprotekcyjny, a więc ograniczający uszkodzenia serca, miałoby wykazywać czerwone wino i zawarte w nim składniki. W poprzednim artykule omówiłem wpływ alkoholu na cały organizm. Zostawiam link poniżej, przeczytanie go pozwoli lepiej zrozumieć omawiany wpływ wina. Tutaj jednak skupimy się na układzie sercowo-naczyniowym. Czy faktycznie lampka wina do obiadu okaże się prozdrowotnym wyborem?


Czy istnieje bezpieczna ilość alkoholu?


Lampka czerwonego wina chroni serce

 

W krajach rozwiniętych nie umieramy już na choroby zakaźne, a coraz groźniejsze stają się choroby cywilizacyjne. Należą do nich głównie choroby serca czy nowotwory. Stąd też czerwone wino i jego ochronny wpływ na serce z każdym rokiem cieszy się coraz większym zainteresowaniem.

 

Chociaż naukowcy uznają spożywanie alkoholu za wiodący czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci i niepełnosprawności, niektóre dowody sugerują, że jego niskie spożycie może mieć działanie ochronne. Szczególnie w takich stanach jak choroba niedokrwienna serca i cukrzyca. 150-300 ml czerwonego wina dziennie pomaga wręcz zapobiegać niektórym chorobom przewlekłym, takim jak depresja czy zespół metaboliczny [1]. Korzystną rolę akurat czerwonego wina przypisuje się jego związkom fitochemicznym, co potwierdzają badania kliniczne, w których działanie czerwonego wina porównywano z winem białym czy innymi napojami alkoholowymi.

 

Na przykład w pewnym włoskim badaniu wykazano, że picie <500 ml czerwonego wina dziennie (umówmy się, to już sporo) skutkowało niższym ryzykiem incydentów sercowo-naczyniowych podczas 3,5 roku obserwacji, w porównaniu do osób niepijących wcale. Co więcej, jeśli w obu grupach już wystąpił zawał mięśnia sercowego, to osoby pijące wino miały większa szansę na przeżycie [2].

 

Czerwone wino podnosi ciśnienie

 

Wiemy już, że wino może mieć zastosowanie przy chorobach serca, takich jak zawał, ale również miażdżyca i choroba wieńcowa. Co jednak z nadciśnieniem, na które choruje, uwaga, co trzecia dorosła osoba (1,4 mld osób) [3]. W tym przypadku wpływ alkoholu na ryzyko nadciśnienia również na wykresie przyjmuje kształt litery „J”. Osoby mieszczące się limicie spożycia, przypomnę 2 dawki dla kobiet i 4 dla mężczyzn, mają takie samo lub trochę niższe ryzyko nadciśnienia, w porównaniu do pełnych abstynentów. Jednak zwiększając dawki nasze „J” zaczyna się piąć w górę.

 

Alkohol jednak sam w sobie jest czynnikiem ryzyka, takim samym jak wysokie spożycie sodu. Osoby młode, zdrowe i uprawiające aktywność fizyczną nie powinny przejmować się kieliszkiem wina raz na jakiś czas. Jednak takie ograniczenie powinno być zalecane u osób już chorujących na serce i nadużywających alkoholu. Jest to niezbędny element profilaktyki i leczenia nadciśnienia [1,3].

 

Wpływ spożycia czerwonego wina na zespół metaboliczny

 

Zespół metaboliczny nie jest chorobą, to umowny zbiór schorzeń, które występują często jednocześnie i mają wspólną przyczynę. Należą do nich:
  • otyłość
  • wspomniane nadciśnienie
  • zaburzenia lipidogramu (cholesterolu, triglicerydów)
  • problemy z gospodarką cukrem, więc insulinooporność lub cukrzyca typu 2
Wino mogłoby mieć pozytywny (choć jeśli już, to mało znaczący) wpływ na nadciśnienie, są również dowody na korzystne działanie podczas cukrzycy. Jak wpływa więc na nasz cholesterol? Niewielkie ilości czerwonego wina znacząco podnoszą poziom cholesterolu HDL – nazywanego tym „dobrym”. U pacjentów pijących do 2 porcji wina dziennie poprawił się również stosunek cholesterolu HDL/LDL [1].

 

Jednak to miecz obosieczny (kto by się spodziewał). Nasz organizm nie potrafi trawić alkoholu. Po wypiciu jest rozkładany i przebudowywany w wątrobie na trójglicerydy i cholesterol. W małych dawkach organizm sobie z tym radzi, jednak intensywne picie alkoholu podnosi ich poziom we krwi [1]. Jeśli trójglicerydy staną się zbyt wysokie, mogą gromadzić się w wątrobie, powodując stłuszczenie wątroby. Wątroba nie działa tak dobrze, jak powinna, i nie może usuwać w pełni cholesterolu z krwi, więc jego poziom wzrasta. Nakładające się efekty mogą sprawić, że zmiana samego stylu życia już nie wystarczy do poprawy profilu lipidowego i niezbędne będą leki.

 

Ale resweratrol!

 

Uważam, że zasługuje on na osobny artykuł. Jest to bowiem występujący w roślinach polifenol, który ma udowodnione działanie prozdrowotne. Resweratrol został wyizolowany z kilku roślin i ich przetworów, takich jak winogrona, wina, jabłka, maliny, jagody, pistacje, śliwki czy orzeszki ziemne.

 

Badania eksperymentalne przypisują temu związkowi kilka efektów prozdrowotnych, w tym działanie ochronne przed chorobami serca czy nowotworami. Ponadto postulowano, że resweratrol ogranicza rozprzestrzenianie się komórek rakowych, chroni komórki nerwowe przed uszkodzeniem, pomaga zapobiegać cukrzycy i działa jako środek ograniczający starzenie, który łagodzi problemy związane z wiekiem [4]. To naprawdę świetna wiadomość dla… szczurów. Bowiem większość z tych wyników uzyskano na zwierzętach laboratoryjnych, nie wiemy nawet jak resweratrol się wchłania u ludzi. 

 

Jeśli jednak założymy, że jesteśmy wystarczająco podobni do naszych ogoniastych przyjaciół, to problem jest inny. By dostarczyć odpowiednią ilość resweratrolu, musielibyśmy wypić, bagatela, 1000 l czerwonego wina. Dziennie. [4] To już chyba lepiej zjeść kiść winogron, wtedy wystarczy tylko 800 kg [4]. Na rynku są jednak suplementy oferujące duże, skoncentrowane dawki resweratrolu. Producenci obiecują gruszki na wierzbie, jednak nie informują, że nie ustalono bezpiecznej dawki ani skutków ubocznych dla tego typu substancji i jej stosowanie jest nieodpowiedzialne.

 

W przyszłości być może resweratrol będzie nieodłącznym elementem leczenia chorób serca, ale o jego źródle w postaci wina możemy zapomnieć. Z enigmatycznych składników wina są jeszcze katechiny i kwercetyna. Jak można się domyślić, też nie mają żadnego znaczenia dla zdrowia ludzi [5].

 

Niebieskie strefy i dieta śródziemnomorska

 

Na świecie wyróżniamy 5 niebieskich stref, z czego aż 2 są w Europie. Są to miejsca, gdzie ludzie żyją zadziwiająco długo i występuje tam proporcjonalnie duży odsetek stulatków. Oba europejskie regiony (włoska Sardynia i grecka Ikaria) leżą w basenie morza śródziemnego, stąd też szybko zaczęto szukać wspólnego mianownika. Jednym z nich okazała się dieta śródziemnomorska. No właśnie nie.

 

Dieta śródziemnomorska jest rokrocznie wybierana najlepszym stylem żywienia w kontekście zdrowia i długowieczności. Jest oparta na nieprzetworzonych warzywach i owocach, z dodatkiem olejów roślinnych i rybich oraz niewielkiej ilości nabiału, za to z minimalnym udziałem mięsa. No i oczywiście uwzględnia regularne spożywanie czerwonego wina. Choć warto podkreślić, że w zakładanych bezpiecznych ilościach 1-2 lampek wina.

 

Tylko że dieta śródziemnomorska to nie jest synonim diety mieszkańców byłego Imperium Rzymskiego. W północnych i środkowych Włoszech smalec i masło są powszechnie używane do gotowania, zarówno w Afryce Północnej, jak i na Bliskim Wschodzie, tłuszcz owczy i masło wytopione są tradycyjnymi podstawowymi tłuszczami. To zdecydowanie nie brzmi jak dieta śródziemnomorska.

 

Co do samych stref i diety ich mieszkańców, to nie dysponujemy rzetelnymi badaniami w tym kierunku. Niebieskie strefy łączy tyle samo, co dzieli. Od samej diety, przez używki, środowisko, ruch, rodzinę, religię i społeczności. Wszystko opiera się raczej na ostrożnych spekulacjach rozdmuchanych przez media [6]. Z resztą zobaczcie sami poniżej.

 

Niebieskie strefy

 

Mimo że umiarkowane picie wina jest cechą charakterystyczną zarówno diety śródziemnomorskiej, jak i diety mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, to zbyt mało by postawić tezę, że picie wina wydłuża nasze życie [7]. Włosi chętnie sięgają po szklankę wina do obiadu, ale na drugim końcu świata jest inna niebieska strefa. Na zachodnim wybrzeżu USA, dłużej o dekadę od przeciętnego Amerykanina, żyją Adwentyści Dnia Siódmego. Oni na przykład nie dopuszczają ani alkoholu, ani produktów zwierzęcych. Nie możemy więc oceniać sekretu długowieczności na podstawie jednego składnika diety – w tym przypadku wina. 

 

Alkohol wciąż jest niebezpieczną używką

 

Wszystkie powyższe efekty zostały jednak zniwelowane, gdy wzięto pod uwagę ogólne zagrożenia dla zdrowia – szczególnie ze względu na silny związek między spożywaniem alkoholu a ryzykiem raka, urazów i chorób zakaźnych [8]. Tzn. osoba okazjonalnie racząc się lampką wina faktycznie może (nie musi) zmniejszyć ryzyko choroby serca, ale jednocześnie naraża się na masę innych niekorzystnych efektów. Finalnie skraca to czas życia w zdrowiu i pełnej sprawności.

 

Dodatkowo jeśli dzielnie trzymasz się wyznaczonych dawek, ale raz na miesiąc pozwalasz sobie zaszaleć, to nie mam dobrych wieści. Wystarczy  jednorazowa konsumpcja 60 gramów czystego alkoholu, przynajmniej raz w miesiącu, by wyeliminować jakikolwiek ochronny wpływ spożycia alkoholu. Kardioprotekcyjne działanie umiarkowanego spożycia alkoholu znika, gdy picie od lekkiego do umiarkowanego miesza się z nieregularnym piciem dużej ilości alkoholu [9]. A problem upijania się przynajmniej raz w miesiącu dotyczy co dziesiątej kobiety i co trzeciego mężczyzny w Polsce. Dla porównania w krajach śródziemnomorskich, gdzie panuje nieco inna kultura picia, obie płcie nie przekraczają 10% [10].

 

Zwraca się też uwagę na to, że badania, w których wino wywołuje pozytywny efekt, nie wykazują związku przyczyna-skutek, na przykład podając komuś wino i obserwując efekty. One po prostu analizują daną populację i szukają wspólnych mianowników z innymi regionami. Wysokie spożycie wina i zdrowe serce może występować w miejscach, gdzie jest jeszcze jakiś czynnik C, na przykład klimat lub inne rośliny mające podobne wymagania co winogrona.

 

Co więcej, badania mogą być źle zaprojektowane. Przede wszystkim alkohol ograniczają ludzie starsi i chorzy, również tacy, którzy zaczynają brać leki, co wymusza na nich abstynencję. Być może to nie alkohol zmniejsza ryzyko chorób serca, a zły stan zdrowia skutkuje abstynencją. Dlatego też tego typu wyniki powinny być oczywiście brane pod uwagę, ale interpretowane ostrożnie [11,12].

 

Podsumowanie

 

Bardzo chciałbym jednoznacznie napisać, czy alkohol wzmocni nasze serce. Jednak ciało i układ krążenia są szalenie skomplikowane, a wpływ alkoholu różni się w zależności od choroby czy schorzenia. Faktycznie <2 szklanek dziennie w jakimś stopniu może zmniejszyć ryzyko zawału i niewydolności serca, jednak z drugiej strony już jedno piwo dziennie zauważalnie większa prawdopodobieństwo migotania przedsionków [13], a wpływ większej ilości alkoholu na nadciśnienie jest jednoznacznie negatywny [14]. Wino i alkohol z całą pewnością nie powinny być zalecane jako forma leczenia. Jednak nie widzę powodu, żeby odmawiać sobie 1-2 lampki wina od czasu do czasu. W tym braku wniosków nasuwa się jeden wniosek – wszystkie artykuły zachwalające alkohol w kontekście zdrowia serca zwyczajnie wprowadzają w błąd.

[1] Pavlidou, E. et al. Wine: An Aspiring Agent in Promoting Longevity and Preventing Chronic Diseases. Diseases 6, 73 (2018).

[2] Levantesi, G. et al. Wine consumption and risk of cardiovascular events after myocardial infarction: Results from the GISSI-Prevenzione trial. International Journal of Cardiology 163, 282–287 (2013).

[3] Mills, K. T., Stefanescu, A. & He, J. The global epidemiology of hypertension. Nat Rev Nephrol 16, 223–237 (2020).

[4] Weiskirchen, S. & Weiskirchen, R. Resveratrol: How Much Wine Do You Have to Drink to Stay Healthy? Adv Nutr 7, 706–718 (2016).

[5] Gross P (March 1, 2009), New Roles for Polyphenols. A 3-Part report on Current Regulations & the State of Science, Nutraceuticals World

[6] https://sciencebasedmedicine.org/blue-zones-diet-speculation-based-on-misinformation

[7] Buettner, D. & Skemp, S. Blue Zones: Lessons From the World’s Longest Lived. American Journal of Lifestyle Medicine 10, 318–321 (2016).

[8] GBD 2016 Alcohol Collaborators. Alcohol use and burden for 195 countries and territories, 1990-2016: a systematic analysis for the Global Burden of Disease Study 2016. Lancet 392, 1015–1035 (2018).

[9] Roerecke, M. & Rehm, J. Irregular Heavy Drinking Occasions and Risk of Ischemic Heart Disease: A Systematic Review and Meta-Analysis. American Journal of Epidemiology 171, 633–644 (2010).

[10] https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Alcohol_consumption_statistics

[11] Fillmore, K. M., Stockwell, T., Chikritzhs, T., Bostrom, A. & Kerr, W. Moderate alcohol use and reduced mortality risk: systematic error in prospective studies and new hypotheses. Ann Epidemiol 17, S16-23 (2007).

[12] Naimi, T. S. et al. Cardiovascular risk factors and confounders among nondrinking and moderate-drinking U.S. adults. American Journal of Preventive Medicine 28, 369–373 (2005).

[13] Toma, A., Paré, G. & Leong, D. P. Alcohol and Cardiovascular Disease: How Much is Too Much? Curr Atheroscler Rep 19, 13 (2017).

[14] Rehm, J. The risks associated with alcohol use and alcoholism. Alcohol Res Health 34, 135–143 (2011).

Mockup photo created by freepik – www.freepik.com

24/12/2021

6 wskazówek, jak nie marnować żywności w święta

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 6 min.

Święta to czas, który spędzamy w rodzinnym gronie przy bogato zastawionym stole. Każdy szanujący się gospodarz i szanująca się gospodyni wie, że lepiej zrobić za dużo jedzenia, niż żeby miało go zabraknąć. Jednak czy w dobie wciąż istniejącego głodu na świecie, postępującej degradacji środowiska i zmian klimatu to odpowiedzialne zachowanie? Z pewnością nie, ale możemy pogodzić pełne żołądki gości i odpowiedzialne święta, przynajmniej w pewnym stopniu. Oto kilka sposobów jak można to zrobić.

 

Paradoks żywności

 

Według raportu ONZ, możemy marnować nawet do 1,3 mld ton żywności rocznie [1]. Żeby zadziałać na wyobraźnię: 1.300.000.000.000 kilogramów. Kiepsko sobie radzimy z takimi wielkimi liczbami, więc dla przykładu to ⅓ produkowanej, jadalnej żywności. Co trzeci obiad ląduje w śmietniku. Nie mamy zbyt dużego wpływu na politykę wielkich koncernów, ale ponad połowę strat odnotowuje się w naszych domach. Oczywiście duża część z tego nie nadaje się do spożycia, bo jest zepsuta, ale to nie znaczy, że temu zepsuciu nie można było zapobiec. 

 

W Polsce też nie mamy zbytnich powodów do dumy, jesteśmy w czołówce, ale w marnowaniu jedzenia. Zresztą zerknij na obrazek poniżej.

 

Marnowanie żywności w kg na osobę

 

Gdzie w tym paradoks? Marnujemy tyle żywności, podczas gdy nawet 800 milionów ludzi cierpi na jej ciągły niedobór [2]. To kolejny dobry powód, żeby pochylić się nad tą refleksją w te święta. Tylko czy to ma jakiś związek?

 

Tak, masz wpływ na zwalczanie głodu

 

Wyrzucone przez nas jedzenie nie teleportuje się w magiczny sposób do osób najbardziej potrzebujących, jednak nie oznacza to, że nie ma to ze sobą związku. W rzeczywistości nasze wybory żywieniowe mają istotny wpływ na życie ludzi z innych części globu. 

 

Związek ten nazywa się lokalizacja upraw importowanych do naszych sklepów. Polska akurat może cieszyć się szerokim wachlarzem lokalnych produktów rolnych, ale są też takie, które musimy sprowadzać, często z egzotycznych miejsc. Ameryka Środkowa, Karaiby, Bliski Wschód, Indie czy Azja południowo-wschodnia to miejsca, w których problem głodu jest wciąż powszechny, mimo że same są eksporterami jedzenia. Jego produkcja pochłania ogromne połacie terenu (często zajmowanego przez lasy), wymaga wody, a w przypadku hodowli zwierząt – również samego jedzenia do ich wykarmienia. Azot z nawozów jest odprowadzany do wód, co skutkuje pogorszeniem ich jakości i zubożeniem miejscowej fauny. To z kolei skutkuje zaburzeniem łańcucha pokarmowego i w konsekwencji deficytem żywności [3]. 

 

Podziel się jedzeniem!

 

Wciąż w wielu miejscach w Polsce trudno dostępna, ale jadłodzielnia to najlepszy sposób na drugie życie żywności. Jest to lodówka lub zwykła szafka, do której możemy włożyć niepotrzebne jedzenie, ale również zabrać stamtąd co tylko chcemy.  Być może zabrakło Ci warzyw i wykorzystasz je od razu po powrocie do domu? Sprawdź czy w drodze do sklepu nie będzie jakiegoś punktu jadłodzielni. A jeśli nie jesteś fanem jakiejś potrawy, a wszyscy twoi goście już wyjechali, to koniecznie podziel się zapasami. 

 

Jeśli w twojej okolicy nie ma jadłodzielni, to poszukaj na facebooku grup foodsharingowych. Ludzie w takich miejscach ogłaszają, gdy mają coś do oddania lub czegoś potrzebują. Szkoda tych ładnych jajek, może ktoś będzie piekł akurat ciasto? 

 

Często ich nie widać, ale codziennie się mijamy z osobami, które muszą wybierać między jedzeniem a np. cieplejszą kurtką. W prosty sposób można im przekazać jedzenie. Szczególnie zimą widoczne są inicjatywy rozdawania na ulicach na przykład ciepłej zupy. Co stoi na przeszkodzie, żeby do tej zupy przynieść pozostałe w lodówce pierogi? 

 

Jednak nie muszą to być osoby biedne czy bezdomne. Może obok ciebie mieszka starsza, samotna pani, albo wiecznie zapracowany mężczyzna w pojedynkę wychowujący dzieci. Można zaprosić ich na kawę, poczęstować serniczkiem, a na koniec spakować do domu trochę sałatki jarzynowej. Jeśli nie znasz takich osób, to spakuj ją do pracy, z pewnością ktoś chętnie zje razem z Tobą. Jedzenie łączy ludzi, same profity!

 

Konserwuj żywność

 

Prawdopodobnie większość osób uważa świeże warzywa i owoce za zdrowsze, a mrożenie za proces wręcz niszczący składniki odżywcze. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, mrożone warzywa, ze względu na brak światła słonecznego i niską temperaturę, potrafią zachować o wiele więcej wartości odżywczych, które niestety źle znoszą transport i magazynowanie. Na przykład świeży szpinak i fasolka szparagowa mogą stracić prawie całą witaminę C już w 4 dni [4]. Z kolei brokuł i zielony groszek po roku leżakowania w zamrażarce tracą jej raptem 10% [4]. 

 

Ponadto produkty na mrożonki zbiera się w momencie pełnej dojrzałości. Owoce sprzedawane jako świeże zrywa się nieco wcześniej, by mogłby jeszcze dojrzeć podczas transportu – skutkuje to tym, że nie osiągnęły one maksymalnej zawartości prozdrowotnych składników. Dlatego, nieco paradoksalnie, mrożony produkt miał okazję pobrać więcej składników z gleby i będzie miał więcej choćby witamin.

 

Mało plusów? Do mrożonek daje się wszystkie sztuki z danego produktu spożywczego, jak leci. Jeśli te same marchewki leżałyby na sklepowym regale, to zostałby starannie wyselekcjonowane, najpierw przez dostawców, potem przez sprzedawców, a na samym końcu przez klientów. A brzydka czy nie, to wciąż ta sama marchewka i te same wartości.

 

Także nie bój się kupować gotowych, mrożonych mieszanek – dla portfela i zdrowia to będzie tylko na plus. Niską temperaturą potraktuj też (prawie) wszystko, co zostało po świątecznym obiedzie, od pierogów, przez barszcz, po krokiety (pssst, chleb też można mrozić). Jeśli jednak nie widzi Ci się mrożenie, to możesz też zapasteryzować w słoiku choćby barszcz.

 

Puszki starczą na dłużej

 

Konserwy to bezwartościowa papka pełna metali ciężkich… prawda? A nieprawda. Podobnie jak w przypadku mrożenia, żywność w puszkach zachowuje tyle samo lub nawet więcej składników mineralnych i witamin, co ta świeża.

 

Nie trzeba też obawiać się potencjalnych zanieczyszczeń, gdyż puszki są pasteryzowane. Wiąże się to z wyższą temperaturą, a więc i stratami witamin, ale naprawdę nie większymi, niż podczas codziennego gotowania. A mityczne BPA w puszkach? Nie masz czym się przejmować, nasz organizm nie gromadzi Bisfenolu A, niezależnie od tego, jak upiornie by on nie brzmiał [5].

 

Tak zapakowane jedzenie nadaje się do spożycia nawet po kilku latach, więc jeśli nie wiesz ile groszku będziesz potrzebować, to kup go właśnie w puszce. Jeśli zostanie Ci jakaś, to spokojnie wyczeka i do kolejnych świąt.

 

Zaplanuj posiłki

 

Brzmi banalnie? Połowa żywności, która ląduje w koszu, wynika ze zbyt dużych zakupów i przekroczenia terminu przydatności do spożycia. Najczęściej wyrzucamy pieczywo, owoce, warzywa i jogurty – a przecież tak łatwo je wykorzystać [1]. O resztkach opowiem w kolejnym punkcie.

 

Najpierw warto się zastanowić ilu będzie gości i co lubią jeść. Może ktoś przyniesie coś swojego? Po oszacowaniu wielkości i ilości porcji, można zabrać się za tworzenie listy zakupów. To pozwoli nam zaopatrzyć się wyłącznie w niezbędne produkty. Dobrym pomysłem będzie również zwrócenie uwagi na to, co ląduje najcześciej w koszu. Jeśli z reguły nie pijesz alkoholu, to nie rób wielkich zapasów dla gości. A najlepiej w ogóle go nie kupuj, bo nie warto. Więcej napisałem w tym artykule – Czy istnieje bezpieczna ilość alkoholu? 

 

Na początek warto zaopatrzyć się w produkty z długim terminem przydatności. Czyli wszystkie mrożonki, kasze, makarony, suche strączki i konserwy. Takie rzeczy się nie zepsują i będą mogły być wykorzystane póżniej. Z taką bazą wystarczy, że będziemy kupować tylko kilka sezonowych i niezbędnych produktów, takich jak, no nie wiem, 10 kilogramów mandarynek.

 

A, i ten… nie chodźmy na zakupy głodni 🙂 

 

Przechowuj w odpowiedni sposób

 

Choć nie uczą tego w szkole (a może właśnie dlatego), umiejętność przechowywania żywności jest niezwykle przydatna. Przede wszystkim zgodnie z zasadą FIFO (first in-first out) nowe produkty schowaj głębiej w lodówce, a te ze zbliżającym się terminem przydatności wysuń do przodu.

 

Nie przejmuj się też, jeśli coś przekroczy termin ważności. Termin “najlepiej spożyć przed” jedynie sugeruje, do kiedy najlepiej byłoby spożyć produkt, by był on najlepszej jakości. Jednak po tej dacie nie psuje się on z dnia na dzień. Dopiero określenie “należy spożyć do” mówi nam, że w okolicach tego dnia produkt prawdopodobnie nie będzie już zdatny do spożycia.

 

Również ułożenie produktów w lodówce nie jest bez znaczenia. Jedzenie podziel na grupy i ułóż na różnych półkach. Na dole lodówki, w specjalnie przeznaczonych do tego szufladach, powinny znaleźć się warzywa i owoce, gdyż to miejsce ma największą wilgotność. Na dolnych półkach jest najzimniej, więc powinny trafić tam produkty, które szybko się psują. Mowa o mięsie, ale również domowych obiadach czy pastach do pieczywa. Górna półka to miejsce na nabiał (również ten roślinny). To optymalne warunki dla pożytecznych bakterii znajdujących się w tego typu produktach. Drzwi lodówki narażone są na fale ciepła poprzez regularne otwieranie i zamykanie. Wszystkie przetwory, soki i sosy poradzą sobie w tej sytuacji świetnie. 

 

Suche produkty z kolei warto wkładać do szczelnie zamkniętych słoików, zamiast trzymać miesiącami w oryginalnych opakowaniach. Zmniejsza to ryzyko rozprzestrzeniania się moli spożywczych. Jeśli żywność nie będzie odpowiednio zabezpieczona, a te małe stworki upodobają sobie twoją spiżarkę, to zostaje Ci tylko podłożyć ogień i wyjechać w Bieszczady. 

 

Wykorzystaj resztki

 

Resztki kojarzą się raczej w sposób negatywny i mało higieniczny, ale mowa tu chociażby o zwiędniętej pietruszce, z której można zrobić świetne pesto (ba! Jeszcze je będzie można potem zamrozić). Ten suchy chleb wygląda jakby się do niczego nie nadawał? Zrób z niego małe grzanki i podaj z barszczem. Jeśli chcesz zaszaleć, to na sylwestra zrób włoską panzanellę. Twardą bułkę można zetrzeć na tarce, przyda się na krokiety. Pomarszczone mandarynki przerób na sok lub dżem. Pozostałe buraki wymieszaj z otwartą już puszką groszku i przerób na kotlety, a jak zostały Ci jakieś ziemniaki z sałatki, to tylko upiec chipsy.

 

Więcej inspiracji szukaj pod hashtagiem #MondayRecipe. 

[1] Gustavson, Jenny; Cederberg, Christel; Sonesson, Ulf; van Otterdijk, Robert; Meybeck, Alexandre (2011). Global Food Losses and Food Waste (PDF). FAO.

[2] Peng, W. & Berry, E. M. Global nutrition 1990-2015: A shrinking hungry, and expanding fat world. PLoS One 13, e0194821 (2018).

Nature photo created by freepik – www.freepik.com