20/07/2022

Czy metan z krowich beknięć niszczy klimat?

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 5 min.

Metan jest jednym z głównych gazów cieplarnianych, który emitujemy. Jest też wielokrotnie silniejszy niż dwutlenek węgla. Rolnictwo, w tym hodowla bydła, istotnie przyczynia się do jego emisji, jednak wiele osób uważa, że nie powinniśmy się tym przejmować. Czy faktycznie metan niesprawiedliwie zawyża emisję wołowiny, czy wręcz przeciwnie, powinniśmy ograniczyć jej spożycie? Przyjrzyjmy się krowim żołądkom.

 

Czym jest metan

 

Metan jest ważnym gazem cieplarnianym (GHG – ang. greenhouse gas), który stanowi ok. 16% wszystkich GHG. Ustępuje jedynie dwutlenkowi węgla pod względem wkładu w powodowaną przez człowieka zmianę klimatu [1]. Wspomniałem też, że jest silniejszy od CO 2.  Jeśli stężenie metanu i CO 2 w atmosferze wzrosłoby o tę samą wartość, wzrost metanu zatrzymałby ok 28 razy więcej ciepła w perspektywie 100-letniej.

 

Skąd pochodzą emisje metanu

 

Emisje metanu są generowane przez procesy zarówno naturalne, jak i wynikające z działalności człowieka – antropogeniczne (gr. ánthrôpos – człowiek, génesis – pochodzenie). Większość naturalnych emisji metanu powstaje w wyniku rozkładu materii organicznych (na przykład gnijących roślin) w warunkach beztlenowych na terenach podmokłych.

 

Można wyróżnić wiele źródeł antropogenicznych emisji metanu. Metan z paliw kopalnych może być emitowany do atmosfery w procesie wydobycia węgla, ropy naftowej lub gazu ziemnego. Źródlem metanu są również odpady, które trawią drobnoustroje. Jednak to rolnictwo odpowiada za największą część emisji, oszacowaną na blisko połowę antropogenicznego metanu w 2012 r [2].

 

Największym źródłem emisji metanu w rolnictwie jest bydło, które wytwarza metan jako produkt uboczny trawienia. Bydło to przeżuwacze, co oznacza, że ​​mają wyspecjalizowany układ trawienny, który pozwala im trawić pokarmy takie jak świeża trawa. Metan powstaje w żołądkach przeżuwaczy jako produkt uboczny w procesie zwanym fermentacją jelitową. I wbrew pozorom, na co nawet NASA musiała wydać komunikat, to nie pierdzenie, a bekanie krów jest największym problemem.

 

Z tego źródła pochodzi prawie 30% całkowitego metanu antropogenicznego w 2012 r. Znaczne ilości metanu są również emitowane tam, gdzie ryż uprawiany jest na zalanych polach (11% całkowitego metanu antropogenicznego w 2012 r.), gdzie warunki beztlenowe ułatwiają mikrobiologiczne wytwarzanie metanu, podobnie jak na naturalnych terenach podmokłych [2].

 

Siła metanu

 

Ze względu na istnienie wielu GHG, wymyślono jednostkę, która mierzy „siłę” każdego gazu. Emisję z reguły podaje się w ekwiwalentach dwutlenku węgla (CO2e). Jest to wskaźnik przyjęty przez IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) i to oficjalny wskaźnik do raportowania emisji w celu osiągnięcia porozumienia paryskiego w ramach konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu.

 

Ekwiwalent dwutlenku węgla sprowadza do wspólnego mianownika wpływ wszystkich gazów cieplarnianych. Dokładniej mówiąc, poza emisją uwzględnia również potencjał globalnego ocieplenia w skali 100 lat (nazywanego GWP 100). W celu obliczenia ekwiwalentu COdanego gazu należy wielkość emisji pomnożyć przez wartość GWP100. Na przykład IPCC przyjmuje wartość GWP 100 wynoszącą 28 dla metanu, co oznacza, że wyemitowanie jednego kilograma metanu będzie miało 28-krotnie większy wpływ na ocieplenie w ciągu 100 lat niż jeden kilogram CO 2*. Czyli 1 kilogram metanu to równowartość 28 kilogramów ekwiwalentu, 15 kg metanu to 420 kg CO2e itd.

 

*Jednak ten wskaźnik nie jest bez wad. Nie docenia krótkotrwałego ocieplenia. Wpływ metanu chociażby w perspektywie 20  lat jest nie 28 a 84 razy większy. Analogicznie im dłuższa perspektywa, tym metan będzie wypadał coraz lepiej. Utrudnia to jednoznacznie określenie emisji bez faworyzowania jakiejś grupy. Posługuję się oficjalnymi wskaźnikami, ale uważam, że warto o tym wspomnieć. 

 

emisja co2 i metanu
Emisja gazów cieplarnianych bez metanu (czerwcowy) i CO2e z samego metanu (szary) z produktów spożywczych

 

Żywotność metanu

 

Po tej garści statystyk można by sądzić, że metan jest kluczowym gazem, którego emisje trzeba ograniczyć. Jednak przeciwnicy tej teorii podniosą, że liczy się nie tylko „siła” GHG, ale również żywotność. A w przypadku metanu wynosi tylko ok. 10-12 lat. Dwutlenek węgla natomiast utrzyma się w atmosferze setki lat. Posłużę się analogią, którą przytoczono w jednym z artykułów, na których się opieram [3]:

 

Wyobraźmy sobie wannę wypełnioną wodą. W przypadku CO 2 mamy stały dopływ wody reprezentujący trwające emisje, ale odpływ jest w większości zablokowany, więc woda w wannie będzie stale rosła tak długo, jak długo odkręcony jest kran. W przypadku metanu, jeśli odkręcimy kran (tzn. zaczniemy wydzielać metan), woda z kąpieli początkowo wypełni się o wiele szybciej do wysokiego poziomu, ale po krótkim czasie woda może zacząć spływać w tempie, które równoważy bieżący przepływ. Oznacza to, że o ile kran nie jest mocniej odkręcany (tj. przepływ pozostaje stały), woda w wannie pozostaje na tym wysokim poziomie, ale bez dalszego napełniania.

 

Jednorazowa emisja X CObędzie miała niewielki wpływ na klimat, ale długotrwały. Ta sama emisja X metanu będzie miała znacznie większy wpływ, jednak na krótki okres. Obrazowo pokaże to wykres poniżej.

 

Dwutlenek węgla i metan
Wpływ na ocieplenie klimatu jednorazowej emisji 1 Mt gazów w zależności od postępującego czasu
Czerwony – dwutlenek węgla, niebieski – metan, zielony – podtlenek azotu.

 

Obieg zamknięty metanu

 

Dodatkowo podnosi się, że obieg metanu z hodowli zwierząt jest obiegiem zamkniętym. Czyli każdy krowi oddech, który poleci w niebo, za 10 lat ulegnie rozpadowi w dwutlenek węgla i „spadnie” na ziemię, choćby w procesie fotosyntezy. Rośliny, które zmagazynują ten węgiel, krowa później zje i koło się zamyka. Analogicznie nie liczymy COz oddychania ludzi, jako dodatkowe źródło emisji [5]. Więc suma summarum metan miałby być neutralny klimatycznie, w przeciwieństwie do metanu z przemysłu, który jest dodatkowym gazem wykopywanym z ziemi. Z resztą zobaczcie poniżej. 

 

Obieg metanu
Obieg metanu w przyrodzie

 

Jednak to nie takie proste. Ta dodatkowa dekada jest kluczowa. Brak metanu dałby nam nie tylko czas na dekarbonizację przemysłu. Możemy przekroczyć taki punkt, gdzie Ziemia zacznie ocieplać się samoistnie poprzez sprzężenia zwrotne (choćby przy udziale pary wodnej). Musielibyśmy wtedy nie tylko zredukować emisje do zera, ale wręcz wyciągać CO2 z atmosfery. 

 

I warto tutaj znaleźć złoty środek. Tak, metan (z hodowli bydła) krąży w obiegu zamkniętym, nie wykopujemy z głębi Ziemi żadnej paszy dla krów. Nie czyni go to jednak neutralnym. Nie tylko napędza aktualne zmiany klimatu. Do wyprodukowania takiej ilości jedzenia dla krów korzystamy już z paliw kopalnych, choćby w maszynach rolniczych. Dodatkowo nie wydaje się, żebyśmy utrzymali emisję metanu na stałym poziomie. Wręcz przeciwnie, spożycie mięsa rośnie szybciej niż populacja. W ciągu ostatnich 50 lat populacja na świecie wzrosła dwukrotnie, zapotrzebowanie na mięso zaś czterokrotnie [4]. Jednocześnie nawet jeśli pominiemy cały ten proces, to mięso, a w szczególności wołowina, dalej emitują najwięcej dwutlenku węgla spośród żywności.

 

Spożycie mięsa rośnie szybciej niż populacja

 

Jednocześnie zgodzę się, że porównanie emisji z wołowiny i podróży samochodem może nie być adekwatne. Dużą część COwołowiny stanowi metan, co stawia ją w nadmiernie złym świetle, biorąc pod uwagę, że paliwa kopalne zwyczajnie wykopujemy z wnętrza planety. Na tej samej zasadzie niekorzystnie wypada ryż, który również emituje metan. Jednak sugeruje to niejako dychotomię, że albo jesz mięso, albo podróżujesz autem. W rzeczywistości potrzebna jest każda zmiana.

 

 

Podsumowanie

 

Produkcja mięsa i produktów mlecznych ma gigantyczny wpływ na naszą planetę. Również metan, choć działa trochę inaczej niż CO2, ociepla nasz klimat i powinniśmy dążyć do zminimalizowania jego emisji. Choć próbuje się to robić na różne sposoby, na przykład karmiąc krowy glonami, to najprostszą metodą jest ograniczenie spożycia wołowiny. Ty my, jako mieszkańcy globalnej północy, spożywamy o wiele więcej mięsa niż średnia światowa. Dlatego też w obliczu rosnącej populacji to my powinniśmy ograniczać spożycie mięsa, w szczególności wołowiny. Dysponujemy obecnie wieloma alternatywami i sam fakt, że coś nam smakuje, nie usprawiedliwia faktu niszczenia planety.

Za pomoc w ocenie merytorycznej artykułu bardzo dziękuję Pani dr Agnieszce Sadowskiej-Konczal z zespołu Nauka o klimacie

Ogólne informacje na temat globalnego ocieplenia czerpałem z książki Popkiewicz M., Kardaś A., Malinowski S. Nauka o Klimacie (2019), do której kupna zachęcam.

[1] IPCC . Climate Change 2013: The Physical Science Basis. Contribution of Working Group I to the Fifth Assessment Report of the Intergovernmental Panel on Climate Change. Cambridge University Press, Cambridge, United Kingdom and New York, NY, USA; 2013.

[2] Janssens-Maenhout G, Crippa M, Guizzardi D, Muntean M, Schaaf E, Dentener F, et al. EDGAR v4.3.2 Global Atlas of the three major Greenhouse Gas Emissions for the period 1970-2012. Earth Syst Sci Data Discuss. 2019;2019:1-52.

[3]  https://tabledebates.org/building-blocks/agricultural-methane-and-its-role-greenhouse-gas

[4] https://na.unep.net/geas/archive/pdfs/GEAS_Oct2012_meatproduction.pdf

[5] Steinfeld, H. et al. Livestock's Long Shadow, Environmental Issues And Options, FAO, 2006

Pasture photo created by wirestock – www.freepik.com

20/07/2022

Jak dietą zmieniasz klimat

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 9 min.

Stoimy w przededniu katastrofy klimatycznej. Kolejne anomalie temperatur, kataklizmy pogodowe czy wymieranie gatunków zwierząt i roślin dzieją się na naszych oczach. I w gruncie rzeczy przeciętny obywatel nie ma nic do powiedzenia. Nie ma? Wręcz przeciwnie, jako jednostka można zrobić wiele, ale ja tutaj skupię się na naszej diecie. Bowiem zawartość talerza ma gigantyczny wpływ na naszą planetę.

 

Czy globalne ocieplenie istnieje

 

Zanim przejdziemy do sedna problemu, warto byłoby odpowiedzieć na to pytanie. Skąd mamy pewność, że ocieplenie w ogóle postępuje? Wystarczy spojrzeć na wizualizację stworzoną przez prof. Eda Hawkinsa. Każdy pasek to kolejny rok, poczynając od 1850. Niebieskie paski oznaczają lata ze średnią temperaturą poniżej, a czerwone – powyżej średniej z lat 1971-2000. Paski białe oznaczają temperaturę w pobliżu średniej z tego okresu. Wykres można zmieniać dla różnych krajów i regionów, kliknięcie w obrazek przekieruje was do strony autora.

 

 

Ale skąd pewność, że to akurat ludzie na to wpływają? Obecnie wszystkie duże organizacje naukowe zgadzają się co do tego, że zmiany klimatu mają przyczynę antropogeniczną (wywołaną przez ludzi). Pomiary wykonujemy już nie tylko na lądzie czy w morzach, ale również satelitarnie. Mając do dyspozycji obecną technologię udało się nam (ludzkości) ustalić, że od drugiej połowy XIX wieku średnia temperatura powierzchni Ziemi wzrosła już o ponad 1 stopień Celsjusza. Podnosi się również argumenty, że wynika to z aktywności słońca, wulkanów czy po prostu naturalnych procesów. Nie jest to prawdą, po szczegóły odsyłam do raportu IPCC lub strony Nauka o klimacie, szczególnie tego artykułu. Wróćmy do diety

 

Oryginalna grafika: Naukaoklimacie.pl

 

Wpływ diety na klimat

 

Ok. 21-42% emisji gazów cieplarnianych jest powiązanych z produkcją żywności [1, 2]. Są to rozbieżne dane ze względu na różne założenia i metody pomiaru, ale można spokojnie przyjąć, że ok. 1/4 emisji pochodzi z naszego talerza. Ponad połowa, bo 57%, to produkcja zwierzęca wraz z paszą. 29% to rośliny przeznaczone bezpośrednio dla ludzi. 14% to inne zastosowania [3]. Widzimy więc, że globalnie produkcja zwierzęca przyczynia się do około 14-18% rocznych emisji gazów cieplarnianych [8,9].

 

Można też podzielić to w inny sposób, jak to zaprezentowano na wykresie poniżej:

 

Klimat i produkcja żywności

Widzimy więc, że wpływ diety jest i to niebagatelny. Powinny nam się nasuwać już pewnie wnioski, jakie produkty lepiej wybierać.

 

Rośliny czy mięso

 

Poza dwutlenkiem węgla mamy również inne gazy cieplarniane, takie jak metan czy podtlenek azotu. Dlatego emisje podaje się w równoważniku (ekwiwalencie) CO2 zapisywanym jako CO2e (lub CO2eq). Pozostałe gazy przelicza się na CO2 wykorzystując do tego tzw. „potencjał ocieplający” – czyli w jakim stopniu dany gaz przyczynia się do podnoszenia temperatury Ziemi w perspektywie 100 lat. Na przykład potencjał tworzenia efektu cieplarnianego dla metanu oblicza się na 28 krotnie większy od CO2. I tak też obliczono emisję w poniższych wykresach. Ten wskaźnik rozwinę w kolejnymi artykule, który skupi się na metanie.

 

Zasada jest prosta, im wyżej coś stoi w łańcuchu pokarmowym, tym gorzej dla klimatu. Najprościej pokazać to na przykładzie w ekosystemie morskim. Najbardziej przyjazne dla środowiska będą glony (czy też plankton), dalej krewetki, a na końcu ryby mięsożerne. Wynika to z efektywności białkowej i kalorycznej. Dla wołowiny wynosi ona odpowiednio 3,8% i 2%. To znaczy, że krowa po zjedzeniu 100 gramów białka z paszy da nam niecałe 4 gramy białka wołowego. Zjadając 100 kcal roślin odda nam już tylko 2 kilokalorie na talerzu. Jednak jest pewien problem z tym jak mierzyć emisję. Możemy to zrobić w przeliczeniu na kilogram, na 1000 kcal czy na 100 gramów białka. Zobaczcie zresztą:

 

Emisje CO2e na kilogram
Emisje CO2e na 100 g białka
Emisje CO2e na 1000 kcal

 

 

Zależnie od metody, możemy uzyskać różne wyniki. Prostym przykładem jest mleko. Ma niewielkie emisje na kilogram, bo zawiera dużo wody. Jednak w przeliczeniu na kalorie staje się to wadą. Dlatego porównywanie skrajnie różnych produktów nie ma sensu. Możemy porównać mleko z napojami roślinnymi czy też rodzaje mięs między sobą. Natomiast wniosek jest dosyć jasny, rośliny są o wiele, wiele lepszym wyborem od produktów odzwierzęcych. Tofu na przykład emituje średnio 25-30 razy mniej CO2 niż wołowina, zarówno jeśli chodzi o kalorie, jak i o białko. Po kliknięciu w powyższe wykresy zostaniecie przekierowani do interaktywnych wersji, gdzie można porównać więcej produktów.

 

Nie pozostawia wątpliwości, że wołowina będzie najgorszym wyborem. Trzeba jednak pamietać, że podane wyżej wartości są jednak uśrednione. Emisja na 100 gramów białka waha się od 17 do 94 kg CO2e, wystarczy zmienić choćby kraj i metodę chowu [2]. W zależności od tego, czy chcemy bronić czy obwiniać mięso, można podać skrajne, choć wciąż prawidłowe dane.

 

Emisje CO2e roślin

 

Zastanawiałem się, który wykres wybrać do porównania i doszedłem do wniosku, że najrzetelniejsze, choć nie bez wad, będzie pokazanie na 1000 kcal. Łatwiej w ten sposób obliczyć emisje na jedną osobę, a w obliczu rosnącej populacji to głód wywołany brakiem kalorii jest światowym problemem. Jednocześnie spełniając zapotrzebowanie kaloryczne z różnorodnych produktów jest niewielkie ryzyko niedoboru białka. Wnioski jednak przedstawię na podstawie wszystkich 3 metod. Na pierwszy ogień wybrane rośliny.

 

 

Wnioski:
  • Produkcja kawy (również czekolady) istotnie przyczynia się do emisji Co2e, ale nie spożywamy kawy dla kalorii, jak również nie są to produkty, które jemy w kilogramach, dlatego traktowałbym to jako ciekawostkę 
  • Zboża, orzechy i ziemniaki to najwydajniejsze źródło kalorii
  • Soczyste warzywa, jak pomidory, na 1000 kcal emitują zdecydowanie więcej, jednak na kilogram efekt ten nie jest tak widoczny. Dodatkowo czasem emisja pomidorów jest podwyższona poprzez szklarnie, które wymagają dodatkowej energii.
  • Jednocześnie ryż emituje najwięcej Co2e z roślin spożywczych, głównie za sprawą metanu. O metanie więcej pojawi się w kolejnym artykule.
  • Orzechy są najbardziej ekologicznym źródłem białka i kalorii

 

Odnośnie orzechów, to mają one czasem nawet ujemne emisje gazów cieplarnianych. Tzn. sadzi się je w miejscu nieużytków i w procesie wzrostu pochłaniają dwutlenek węgla.

 

Emisje CO2e mięsa i nabiału

 

Jeśli spojrzymy na produkty odzwierzęce, to zobaczymy tutaj również bardzo duży kontrast.

 

 

Wnioski:
  • Wołowina i ogólnie mięso przeżuwaczy zawsze wypada najgorzej (jak w przypadku ryżu, częściowo przez emisję metanu)
  • Mleko wypada dobrze w przeliczeniu na kilogram, bo zawiera dużo wody, natomiast wypada przeciętnie, jeśli chodzi o dostarczenie kalorii
  • Ograniczenie spożycia wołowiny i sera to już ogromna zmiana, nie trzeba przechodzić na dietę roślinną
  • Jaja są najmniej emisyjnym źródłem zwierzęcego białka i kalorii
  • Jednak w porównaniu z roślinami jaja wciąż wypadają kiepsko

 

Mleko vs „mleko” a nasz klimat

 

Zatrzymamy się chwile również przy alternatywach mleka. Obecnie mamy szeroki asortyment napojów roślinnych (bo tak wg prawa powinniśmy je nazywać): sojowe, kokosowe, owsiane, migdałowe, ryżowe, konopne, a nawet z… ziemniaka. O mleku z ziemniaka pisałem w poniższym artykule.

 

7 dowodów na to, że ziemniak jest królem warzyw [felieton]

 

Niezależnie od tego czy skupimy się tylko na emisji gazów cieplarnianych, czy weźmiemy też pod uwagę choćby potrzebną wodę czy zanieczyszczenia, napój roślinny jest lepszym wyborem od mleka krowiego. I nieważne z czego jest akurat wykonany. Mleko migdałowe ma niższą emisję gazów cieplarnianych i wymaga mniej ziemi niż na przykład soja, ale konsumuje więcej wody i powoduje wyższą eutrofizację. Dlatego nie ma jednoznacznego zwycięzcy w kategorii mlek roślinnych. Chyba że ktoś przeczytał artykuł o ziemniaku.

 

 

Przyszłość jest roślinna

 

Nie jest to możliwe, by jednocześnie rosła nasza populacja i ludzie jedli dużą ilość mięsa, tak jak w naszym regionie. Dlatego istnieje kilka scenariuszy na przyszłość. Mamy do wyboru mięso z probówki, które po raz pierwszy zaprezentowali Holendrzy w 2013 roku, wegańskie zamienniki lub owady. Ewentualnie horrendalnie wysokie ceny na mięso, na które będzie stać tylko garstkę najbogatszych, co już widzimy. Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej ceny wieprzowiny mogą urosnąć w 2022 roku o 40%, wołowiny zaś o połowę. I wszystkie te scenariusze są prawdopodobne i będą występować obok siebie.

 

Poza tym w krajach wysoko rozwiniętych obserwujemy rosnącą popularność na roślinne zamienniki, również w Polsce. Analitycy wspomnianego instututu oceniają, że w 2022 r. ogólne spożycie mięsa (wraz z podrobami) prawdopodobnie zmaleje o ok. 3 kg do 73,5 kg/mieszkańca.

 

Źródło:GUS

 

Jeśli chodzi o „sztuczne” mięso, to już w kilku krajach jest ono dostępne, m.in. w Singapurze, Korei czy Izraelu. W tym ostatnim otworzono ostatnio nawet zakład masowej produkcji. Nawet jeśli jeszcze teraz drogie i mało ekologiczne, to jego rozwój postępuje bardzo intensywnie. Ostatnio zaczęto nawet drukować hybrydowe mięso. Ewentualnym problemem może być fakt, że produkcję kontrolują prywatne firmy nastawione na zysk, niekoniecznie równe dystrybuowanie żywności.

 

Przewidywana sprzedaż mięsa, mięsa laboratoryjnego i wegańskich zamienników od 2025 do 2040 roku. W miliardach dolarów.

 

Z kolei rynek roślinnych alternatyw wcale nie radzi sobie gorzej. Raport Boston Consulting Group wykazał, że za każdy zainwestowany dolar w poprawę i zwiększenie produkcji alternatywnych produktów mięsnych i mlecznych powoduje większy spadek emisji gazów cieplarnianych, niż zainwestowanie go w ekologiczny transport czy budownictwo. Wyczytamy również, że inwestycje w alternatywne źródła białka wzrosły z 1 miliarda dolarów w 2019 roku do 5 miliardów dolarów w 2021 roku. W raporcie stwierdzono, że produkty alternatywne stanowią 2% sprzedawanych produktów odzwierzęcych, ale w 2035 r. wzrosną do 11% w związku z obecnymi trendami.

 

Marnowanie żywności

 

Jednym z najlepszych sposobów na zmniejszenie emisji jest ograniczenie marnowania żywności. A jest co robić, bo marnujemy ok. ⅓ naszego jedzenia (1,3 mld ton żywności). Wydaje się to trochę abstrakcyjne, że produkujemy żywność dla 12 mld ludzi, a 10% ludzkości wciąż nie ma co jeść (FAO 2016). W przypadku krajów rozwijających się, straty występują głównie podczas produkcji i przechowywania, jeśli chodzi o kraje rozwinięte (do których należy Polska), to około połowa strat wynika z zachowania konsumentów [4]. Odpowiada to za 6% światowych emisji gazów cieplarnianych [5]. Dla porównania lotnictwo generuje 2% emisji. 
Zachęcam do przeczytania artykułu o tym, jak ograniczyć wyrzucanie jedzenia. 

 

6 wskazówek, jak nie marnować żywności w święta

 

Skup się na tym co jesz, a nie skąd jest

 

Toforównik to wymyślona przeze mnie jednostka, oznaczająca ilość CO2 potrzebną, żeby przetransportować statkiem kostkę tofu dookoła Ziemi (ok. 200g CO2). Oczywiście może to być dowolny przedmiot, ale chcę pokazać, że lokalna wołowina jest gorszym wyborem, od niskoemisyjnej soi, nieważne skąd pochodzi.

 

Wiele organizacji zachęca do kupowania lokalnych upraw, jednak czasem daje to efekt odwrotny od zamierzonego. Konsument ma poczucie, że robi coś dobrego i to wystarczy. „No dobra, może i jem tę wołowinę, ale wszystkie warzywa kupuję na ryneczkach, to się chyba zeruje?”. Niestety.

 

Uśrednijmy emisję wołowiny na 60 kg CO2e na kilogram. Dla porównania, statki emitują od 11 do 42 gramów CO2 na tonokilometr (czyli przetransportowanie 1 tony na dystansie kilometra) [ECSA]. 200 gramowy kotlet wołowy wyemituje 12 kg CO2e, czyli tyle, co kostka tofu okrążając glob 60 razy (2,4 mln kilometrów). Dzieje się tak dlatego, że większość transportu odbywa się drogą morską [5], który jest niskoemisyjny. Z kolei najbardziej emisyjny transport lotniczy odpowiada za… 0,16% transportu [5].

 

 

Kupowanie produktów z odległych zakątków Ziemi może być paradoksalnie bardziej sensowne. Sprowadzenie kilograma wołowiny z Ameryki wyemituje w przybliżeniu 0,2 kg CO2e. Krótkie obliczenia, podzielmy emisję z transportu przez całkowite emisje wołowiny. 0,2/60 x 100% = 0,33% emisji wołowiny (w tym przypadku) pochodzi z transportu. Holendrom bardziej się opłaca sprowadzić niektóre owoce statkiem z Ameryki, niż ciężarówką z Włoch. Za to Szwedzi powinni wybierać egzotyczne pomidory. Energia potrzebna do wyhodowania ich w lokalnej szklarni (często przy użyciu gazu ziemnego) jest bardziej emisyjna, niż sprowadzenie ich z Hiszpanii, gdzie jest sezon [6]. Stąd też czasem wysokie emisje przy produkcji pomidorów.

 

Tak więc nie wszystko jest takie oczywiste, jak się początkowo wydaje. W krajach UE transport odpowiada za zaledwie 6% emisji z całej produkcji żywności, z czego w Polsce ten udział jest najmniejszy [7]. Poświęcanie tyle uwagi kupowaniu lokalnych produktów to trochę przerost formy nad treścią.

 

Podsumowanie

 

Właściwie nie jest możliwe zahamowanie globalnego ocieplenia nie zmieniając zawartości naszego talerza. Zmiany w praktykach produkcji żywności mogą zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych w rolnictwie o około 10%, podczas gdy zwiększona popularność diet roślinnych może zmniejszyć emisje nawet o 80% [10]. Dalszą redukcję o 5% można by osiągnąć poprzez zmniejszenie o połowę strat i marnotrawstwa żywności. Mamy więc możliwość zminimalizować wpływ rolnictwa właściwie od zaraz. Wystarczy zrezygnować z wołowiny i ograniczyć spożywanie pozostałych produktów odzwierzęcych na rzecz ich roślinnych alternatyw.

 

Można też obliczyć swój ślad węglowy i sprawdzać jak zmiana diety wpłynie na ten wskaźnik. W internecie dostępne są kalkulatory, choćby footprint network 

Za ocenę merytoryczną artykułu dziękuję Arkowi z Dietetyki #NieNaŻarty oraz zespołowi Nauka o klimacie

Ogólne informacje na temat globalnego ocieplenia czerpałem z książki Popkiewicz M., Kardaś A., Malinowski S. Nauka o Klimacie (2019), do której kupna zachęcam.

[1] Rosenzweig, C. et al. Climate change responses benefit from a global food system approach. Nat Food 1, 94–97 (2020).

[2] IPCC: Climate Change 2022: Mitigation of Climate Change

[3] Xu, X. et al. Global greenhouse gas emissions from animal-based foods are twice those of

plant-based foods. Nat Food 2, 724–732 (2021).

[4] Searchinger, T. et al. (2018). Creating a Sustainable Food Future—A Menu of Solutions to Feed Nearly 10 Billion People by 2050. World Resources Institute.

[5] Poore, J., & Nemecek, T. (2018). Reducing food’s environmental impacts through producers and consumers. Science

[6] Carlsson-Kanyama, A., Ekström, M. P. & Shanahan, H. Food and life cycle energy inputs: consequences of diet and ways to increase efficiency. Ecological Economics 44, 293–307 (2003).

[7] Sandström, V. et al. The role of trade in the greenhouse gas

footprints of EU diets. Global Food Security 19, 48–55 (2018).

[8] Lynch, J., Garnett, T., Persson, M., Röös, E. & Reisinger, A. (2020). Methane and the sustainability of ruminant livestock (Foodsource: building blocks). Food Climate Research Network, University of Oxford.

[9] Steinfeld, H. et al. Livestock's Long Shadow, Environmental Issues And Options, FAO, 2006

[10] Willett W, Rockström J, Loken B, i in. (2019) Food in the Anthropocene: the EAT–Lancet

Commission on healthy diets from sustainable food systems. Lancet 393:447–492

Climate change photo created by freepik – www.freepik.com

01/07/2022

Jak alkohol niszczy i postarza mózg

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 5 min.

Alkohol czasem działa prozdrowotnie, na przykład w niektórych chorobach serca. Czasem jest też szkodliwy, szczególnie gdy mówimy o nowotworach. Jednak nigdzie nie sieje on takiego spustoszenia, jak w naszej głowie. Jest to trzeci (i nie ostatni) artykuł o alkoholu i tym razem na tapet pójdzie nasz mózg. Co oznacza, że alkohol jest depresantem i dlaczego doświadczamy wahań nastroju? Zapraszam do artykułu.

 

Zachęcam do przeczytania dwóch poprzednich artykułów, żeby mieć pełniejszy obraz.

Czy istnieje bezpieczna ilość alkoholu?

Czerwone wino nie ochroni nas przed chorobami serca

 

Alkohol a umysł

 

W poprzednich artykułach, do których zapraszam, opisałem, że choć na różne narządy czy choroby alkohol może działać w inny sposób, tak w ogólnym rozrachunku bilans jest ujemny i nie możemy usprawiedliwiać picia. W przypadku mózgu sprawa jest jeszcze prostsza.

 

Według badaczy z Uniwersytetu Oksfordzkiego nie ma bezpiecznej ilości spożywanego alkoholu dla mózgu, a nawet „umiarkowane” picie ma negatywny wpływ na prawie każdą jego część [1]. Wnioski te wysunęli na podstawie badania na grupie ponad 25000 Brytyjczyków. Dodatkowo negatywny efekt nasilało nadciśnienie i otyłość. Są to więc kolejne czynniki, które modyfikujemy poprzez dietę.

 

Co więcej, upijanie się nasilało cały proces. Oznacza to, że duże ilości alkoholu raz na jakiś czas są gorsze, niż ta sama dawka rozłożona w czasie. Dlatego też wspomniane we wcześniejszych artykułach porcje alkoholu podaje się dziennie, a nie na przykład tygodniowo, ponieważ się nie sumują.

 

Autorzy również dodają:
„Nie znaleźliśmy dowodów sugerujących, że rodzaj napoju alkoholowego powoduje różnice w ryzyku dla mózgu”

 

Niektórzy badacze sugerowali, że niewielkie ilości alkoholu miałyby poprawiać funkcje poznawcze, ale większe stopniowo pogarszać. Pojawiły się dowody na to, że umiarkowane picie wiąże się z niższym ryzykiem chociażby udaru [2]. Jednak w tym kontekście mówimy nie tylko o minimalnym spożyciu alkoholu (jedna porcja w tygodniu!). Również pozostałe wyniki badań są w tej płaszczyźnie niespójne i nie potwierdzają tego wniosku. Nie jest znany też żaden mechanizm, który miałby za to odpowiadać. Mówienie więc o ochronnym wpływie alkoholu na pracę mózgu jest sporym nadużyciem, choć nie można jednoznacznie go wykluczyć.

 

Istota biała i istota szara mózgu

 

Spożycie alkoholu wiąże się za to z niższą gęstością istoty szarej w mózgu [1,3]. Odpowiada ona za szereg funkcji poznawczych, takich jak pamięć, czytanie czy pisanie, ale również emocje i samokontrolę. Choć ten efekt może nie jest gigantyczny, to jednak ma on największe znaczenie wśród czynników, na które mamy wpływ. To więcej niż palenie tytoniu czy otyłość [3]. Dlatego nawet niewielki wpływ umiarkowanego picia ma istotne znaczenie dla zdrowia w skali populacji.

 

Alkohol nie oszczędza również istoty białej. Ta z kolei odpowiada za uczenie się, można powiedzieć, że zarządza komunikacją między różnymi częściami głowy. Uszkodzenia istoty białej mogą predysponować do pogorszenia funkcji poznawczych, niepełnosprawności umysłowej, udaru mózgu czy depresji – co zaprzecza ewentualnemu ochronnemu działaniu alkoholu [3]. Poza alkoholem warto unikać pozostałych używek, zadbać o podaż witaminy B12 i wykonywać regularne badania. Nadciśnienie, cukrzyca czy zaburzenia lipidowe również negatywnie wpływają na istotę białą, ale możemy je odpowiednio wcześniej wykryć badaniami.

 

PRzekrój mózgu
Przekrój mózgu

 

Na chwilę obecną nie znaleziono mocnych dowodów na ochronne działanie alkoholu na pracę naszego mózgu, nawet w niewielkich ilościach (<7 dawek na tydzień) [4]. Co więcej, wyższe, ale wciąż powszechnie uznawane za niewielkie (7-14 dawek tyg.), ilości alkoholu wielokrotnie zwiększały ryzyko zaniku hipokampu [4]. Hipokamp odpowiada m.in. za pamięć długotrwałą, a jego uszkodzenia są związane z chorobą Alzheimera. Nie wykazano też różnic w zależności od rodzaju napoju alkoholowego [1].

 

 

Alkohol postarza mózg

 

Mózgi osób nadużywających alkoholu przypominają mózgi osób starszych, które nie są uzależnione [5]. Badania obrazowe wykazały, że utrata objętości istoty szarej, a także zaburzenia mikrostruktury istoty białej, typowe dla uzależnienia od alkoholu, nasilają się z wiekiem [5]. Jedną z metod oceny stanu zdrowia jest zestawienie wieku chronologicznego (rzeczywistego) z biologicznym (zdrowia komórek). Jeśli wiek chronologiczny jest wyższy niż biologiczny, to znaczy, że jesteśmy zdrowi i silni jak na swój wiek.

 

Jedno z badań wykazało, że osoby uzależnione od alkoholu wykazywały różnicę do 11,7 lat między wiekiem chronologicznym a przewidywanym wiekiem biologicznym na podstawie objętości istoty szarej [6]. Co najważniejsze, różnica ta wykazywała wzrost wraz z wiekiem i była największa w starszym wieku, co dodatkowo potwierdza pogląd o większej podatności na skutki alkoholu w późniejszych latach życia.

 

Lepiej zobrazuje to poniższy wykres. Kropki zielone to grupa kontrolna, czerwone zaś to osoby uzależnione od alkoholu. Pod niebieską linią mamy ludzi młodszych, niż wskazuje na to ich dowód osobisty, nad nią zaś nadmiernie postarzałych. 

 

Wiek chronologiczny

 

Alkohol działa jak depresant

 

Alkohol jest również depresantem. Tak, działanie jest dokładnie takie, jak nazwa wskazuje. Można je porównać do leków nasennych czy znieczulających. Początkowo się rozluźniamy i czujemy przyjemne ciepło. Jest to jednak substancja psychoaktywna. Wpływa o wiele mocniej na ośrodkowy układ nerwowy (OUN) – zmienia nasze myślenie, reakcje organizmu czy zwyczajnie nastrój. Nie działa on jednak pobudzająco, wręcz przeciwnie. Zaczynamy mieć problemy z widzeniem, z chodzeniem czy mową – to znaczy, że musi się dziać coś niedobrego w mózgu, czyli centrum dowodzenia. Depresanty spowalniają komunikację między komórkami nerwowymi, co my możemy interpretować jako senność lub znużenie [7].

 

Udokumentowana jest zmniejszona objętość tzw. prążkowia u osób pijących alkohol. Prążkowie składa się na układ nagrody, dzięki któremu mamy motywację do codziennych działań. Uaktywnia się on w trakcie jedzenia, sportu czy gdy jesteśmy za coś nagradzani. Do tego jednak niezbędne są bodźce dopaminergiczne.

 

Serotonina i dopamina (tzw. „hormony szczęścia”) to neuroprzekaźniki, czyli substancje odpowiedzialne za przekazywanie sygnałów między neuronami, regulujące nasz nastrój i emocje. Spożywanie alkoholu osłabia działanie układu serotoninergicznego i dopaminergicznego, co może skutkować stanami lękowymi, depresyjnymi czy zaburzeniami psychicznymi.

 

Podsumowując, w przypadku uzależnienia od alkoholu system nagrody przypisuje nadmierne znaczenie bodźcom związanym z alkoholem, jednocześnie słabiej reagując na konwencjonalne nagrody.

 

Alkohol a GABA

 

Chciałbym uniknąć tematu biochemii, ale nie bez znaczenia jest też wpływ na kwas gamma-aminomasłowy (w skrócie GABA – brzmi chyba bardziej przyjaźnie). GABA to neuroprzekaźnik, który działa hamująco na nasz mózg i jest to bardzo ważna rola. Czasem może dojść do stresującej sytuacji, nasz układ nerwowy będzie nadpobudliwy i zaczną narastać stany lękowe. Wtedy przychodzi GABA i mówi:

 

Spokojnie mózgu, nic się nie dzieje, lepiej skup się na zadaniu. Mięśnie, musicie się rozluźnić. Serce, nie pompuj tyle krwi! Już? To teraz idziemy spać.

 

O wpływie GABA na funkcjonowanie organizmu można pisać wiele, ale jest jeszcze jeden ważny mechanizm. O ile mamy wystarczająco GABA, to uda nam się zachować spokój. No właśnie, o ile mamy wystarczająco. Niestety alkohol wpływa na receptory GABA, przez co nie jest możliwe zachowanie równowagi ośrodkowego układu nerwowego i zwiększa to ryzyko chorób psychicznych. Związek między GABA a alkoholem może wyjaśniać nadmierny stres, panikę, strach i inne nieprzyjemne emocje, które wywołuje alkohol [8]. Pamiętajmy, picie nie służy poprawie humoru, długoterminowo jest to przyczyną zaburzeń nastroju.

 

Czy można odwrócić działanie alkoholu

 

Zmniejszenie objętości mózgu niekoniecznie jest nieodwracalne, a badania za pomocą tomografii komputerowej wykazały, że objętość mózgu wydaje się częściowo regenerować po abstynencji od alkoholu [5]. Badania metodą rezonansu magnetycznego wykazały ponadto, że zmiany objętości przebiegają nieliniowo. To znaczy, że największe zmiany występowały we wczesnych stadiach abstynencji [5]. Co więcej, zmniejszenie spożycia alkoholu do średnio 20 porcji miesięcznie, zamiast całkowitego powstrzymania się od alkoholu, wystarczyło do zwiększenia objętości mózgu. Chociaż dowody dotyczące istoty białej są ograniczone, sugeruje to, że również ona może się w pewnym stopniu regenerować.

 

Podsumowanie

 

Poza wymienionymi mechanizmami, alkohol prowadzi również do niedoboru tiaminy, zatrucia aldehydem czy zapalenia nerwów [5]. A wszystkie te procesy skutkują uszkodzeniami mózgu. Dlatego tak jak w przypadku poprzednich artykułów o alkoholu, wniosek jest prosty. Okazjonalne wypicie 1-2 porcji alkoholu u osób zdrowych nie wywoła szkód. Jednak dla naszego mózgu każda dawka jest toksyczna. A już na pewno nie można powiedzieć, że alkohol niesie jakieś prozdrowotne korzyści.

[1]Topiwala, A., Ebmeier, K. P., Maullin-Sapey, T. & Nichols, T. E. No safe level of alcohol consumption for brain health: observational cohort study of 25,378 UK Biobank participants. http://medrxiv.org/lookup/doi/10.1101/2021.05.10.21256931 (2021) doi:10.1101/2021.05.10.21256931.

[2]Berger, K. et al. Light-to-Moderate Alcohol Consumption and the Risk of Stroke among U.S. Male Physicians. N Engl J Med 341, 1557–1564 (1999).

[3]Sharma R, Sekhon S, Cascella M. White Matter Lesions. [Updated 2021 Jul 31]. In: StatPearls [Internet]. Treasure Island (FL): StatPearls Publishing; 2021 Jan-. Available from: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/books/NBK562167/

[4]Topiwala, A. et al. Moderate alcohol consumption as risk factor for adverse brain outcomes and cognitive decline: longitudinal cohort study. BMJ j2353 (2017) doi:10.1136/bmj.j2353.

[5] Nutt, D. et al. Alcohol and the Brain. Nutrients 13, 3938 (2021).

[6] Guggenmos, M. et al. Quantitative neurobiological evidence for accelerated brain aging in alcohol dependence. Transl Psychiatry 7, 1279 (2017).

[7]Abrahao, K. P., Salinas, A. G. & Lovinger, D. M. Alcohol and the Brain: Neuronal Molecular Targets, Synapses, and Circuits. Neuron 96, 1223–1238 (2017).

[8] Davies, M. The role of GABAA receptors in mediating the effects of alcohol in the central nervous system. J Psychiatry Neurosci 28, 263–274 (2003)..

Writing board photo created by jcomp – www.freepik.com

08/06/2022

Sok to naprawdę dobry zamiennik warzyw i owoców?

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 8 min.

Prawdopodobnie mogliście zobaczyć już różne treści zrównujące sok z warzywami czy owocami. Jeśli tak, to warto przyjrzeć się informacjom, jakie są podawane. Artykuły, podcasty czy grafiki z tym związane są opłacone przez Unię Producentów Soków. A są oni tak samo obiektywni, jak producenci samochodów w sprawie spalin samochodowych, blog “weganizm jest super” o diecie roślinnej albo kanał Russia Today o Rosji. Ale o co ten raban? To tylko sok. Tak, ale po pierwsze kształtuje to nasze nawyki zdrowotne. Po drugie to manipulacja faktami. A w końcu po trzecie, kreujemy rzeczywistość, w której rację ma ten, kto ma pieniądze. A że projekt jest współfinansowany przez UE, to także nasze pieniądze. Dlatego zapraszam do obiektywnego i nieopłaconego spojrzenia na kwestię soków owocowych.

 

Konflikt interesów

 

Współprace sponsorowane to nic złego, o ile są stworzone rzetelnie i nie zachodzi tzw. konflikt interesów. Jeśli w jakimś badaniu okazało się, że cukier nie powoduje próchnicy, to musimy sprawdzić jak zostało wykonane badanie, na jakiej grupie osób, czy była grupa kontrolna i oczywiście kto sponsorował te badanie. Jeśli sponsorem byli producenci cukru, to nie skreśla od razu badania. Jednak powinniśmy mieć to z tyłu głowy i ostrożnie podchodzić do wniosków.

 

Mowa jednak o badaczu danej dziedziny w recenzowanym czasopiśmie. Gdy osoba publiczna w mediach społecznościowych wypowiada się na jakiś temat, a dodatku jest to wpis sponsorowany, to wszystkie lampki powinny nam się świecić na czerwono. Niestety w kontekście kampanii sokowej było wiele przypadków, gdy twórcy nie tylko nie zachowali obiektywizmu, ale i wręcz podawali nieprawdziwe dane. Nie będę podawać konkretnych profili, ale „pożyczę” ich teorie.

 

Czym jest sok

 

Słowo „sok” jest ściśle określone w prawie i musi spełniać określone wymagania dotyczące jego produkcji i składu. Dyrektywa UE w sprawie soków owocowych z 2001 r. definiuje to, ale pozwolę sobie nie przytaczać jej w całości [1]. Ważne jest to, że w UE i Wielkiej Brytanii niedozwolone jest dodawanie cukru [1]. Czym innym jest nektar i napój owocowy. Dla niektórych być może to oczywiste, jednak jest wielu konsumentów, którzy gubią się w tym całym nazewnictwie.

 

Sok to dobry zamiennik całych owoców

 

Pierwszym argumentem w kampanii było zrównanie soku i jego owocowego odpowiednika. Prawda jest zgoła inna, soki funkcjonują gdzieś między słodzonymi napojami, a świeżymi owocami. Soki mają mniej błonnika, mniej sycą i powodują wyższy wyrzut insuliny, choć mają więcej polifenoli, o czym dalej. Błonnik i wskaźnik sytości są ważne, gdyż odpowiadają za tzw. paradoks owoców. Im więcej owoców jemy, tym łatwiej chudniemy [2]. Po prostu nie mamy już później ochoty na inne słodkości. Wystarczy się zastanowić, czy po obiedzie będziesz mieć ochotę na szklankę soku? Prawdopodobnie tak. Jednak czy po obiedzie znajdziesz miejsce na 2 jabłka? Skupmy się jednak na zdrowiu.

 

Sok vs cukrzyca typu 2 i kontrola glikemii

 

Spożycie słodzonych napojów kojarzy nam się z rozwojem różnych chorób, w tym cukrzycy. Co ważne, światowe zalecenia nie rozróżniają cukru naturalnie występującego w owocach i tego dodanego (choć technicznie biały cukier też pochodzi z naturalnych buraków). Wszystko jest w worku „cukry proste”, które powinniśmy ograniczać. Jednak poza nim soki mają o wiele więcej prozdrowotnych składników. Spożywane oczywiście w małych ilościach (mniej niż szklanka dziennie), nie wykazały negatywnego wpływu na rozwój cukrzycy, w przeciwieństwie do napojów gazowanych [3]. Dlaczego tak jest?

 

Soki mają zdecydowanie wyższy indeks glikemiczny niż ich owocowe odpowiedniki, ale niższy niż przeciętny napój gazowany, co skutkuje mniejszymi wahaniami cukru w krwioobiegu [3]. Drugą kwestią jest zawartość polifenoli, które mogą spowalniać absorpcję glukozy z jelit, co nieco zmniejsza szczyt glukozy we krwi [3]. Tak więc małe dawki soku nie tylko nie zaszkodzą, ale wręcz mogą działać ochronnie na nasz organizm. Jednak sytuacja diametralnie się zmienia, gdy zwiększamy dobowe ilości. Dlatego zrównanie całych owoców i soków jest nie tylko błędne, ale wręcz tworzące niezdrowe nawyki. Również warto wyszczególnić, o jakim napoju mówimy, gdyż zawartość cukru może być diametralnie różna.

 

Poziom glukozy po spożyciu soku z jabłek lub selera. graf. Glucosegodness
Poziom glukozy po spożyciu gotowanej marchewki i soku marchewkowego. graf. Glucosegodness

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


A w kontekście cukru i kontroli glikemii polecam mój inny artykuł o zdrowych alternatywach:

 

Jaki jest najlepszy zamiennik cukru?


 

Sok vs choroby serca

 

Nieco inaczej sprawa ma się z chorobami serca, które są bezpośrednio związane z nadwagą. Spójrzcie na wykres poniżej.

 

Mała szklanka soku (100-150ml) zauważalnie zmniejsza ryzyko chorób serca (wartości poniżej czerwonej linii) [4]. Jednak większe ilości (ale wciąż względnie niskie >200ml) bezpośrednio wskazują na zwiększenie tego ryzyka. Widzimy więc tutaj zależność w kształcie litery „J”. Podobne związki ochronne przy umiarkowanym spożyciu 100% soku owocowego obserwuje się w przypadku udaru [5] czy nadciśnienia [6]. Dlatego też nie można powiedzieć, że sok zawsze chroni, albo zawsze zwiększa ryzyko jakiejś choroby.

 

Sok nie zawiera sztucznych prawników i konserwantów

 

Krótko. Konserwanty chronią nas przed bakteriami i pleśnią. Są przy tym nieszkodliwe. Brak konserwantów nie jest ani plusem, ani minusem. Zajmowanie powyższego stanowiska jest po prostu straszeniem “chemią”. Jest dużo „naturalniej” żywności, która nas zatruje, jak i jest masa przetworzonych produktów, które poprawią nasze zdrowie. Możemy porównać choćby zupełnie naturalnego muchomora i sztucznie stworzone leki. 

 

 

Sok jest źródłem witamin

 

W procesie pasteryzacji możemy stracić część choćby witaminy C. Soki są potem w nią wzbogacane. To oczywiście zwiększa ich odżywczość, choć trochę sztucznie (a przypomnę akapit wyżej zaletą jest naturalność). Jednak sokom nie można odmówić wysokiej zawartości pierwiastków i witamin, szczególnie gdy porównamy je do napojów gazowanych. Tyle że ta informacja sama bez kontekstu nie jest wystarczająca. Choćby wspomnianą witaminę C znajdziemy w przeróżnych warzywach i owocach, a jej niedobór nam nie grozi. Również różne soki mają inne witaminy. Choćby w marchewkowych często jest wysoka zawartość witaminy A czy E, które mają zupełnie inne działanie. 

 

 

Za to sokom trzeba oddać to, że mają więcej polifenoli i antyoksydantów, ze względu na to, że są bardziej skoncentrowane. Zawartość fitoskładników i mikroskładników odżywczych w sokach, która odróżnia je od napojów gazowanych, może przynieść korzyści zdrowotne. Zakres związków bioaktywnych dostarczanych przez soki jest szeroki. Na przykład sok jabłkowy zawiera kwas chlorogenowy, kwercetynę i katechiny; sok pomarańczowy jest bogaty w hesperydynę i karotenoidy, a sok z czerwonej pomarańczy jest źródłem antocyjanów [3]. Soki jagodowe i winogronowe o ciemnym kolorze zawierają antocyjany, a także różne kwasy fenolowe, a sok z granatów zawiera punikalaginę i punikalinę [3].

 

Sok ma znaczący wkład w spożycie polifenoli; jedno z badań oszacowało, że owoce cytrusowe i soki łącznie były największymi czynnikami przyczyniającymi się do spożycia flawanonu w Europie [7]. Padło dużo dziwnych związków, więc w skrócie: faktycznie w sokach możemy znaleźć wiele prozdrowotnych składników. Jednak ważna jest też różnorodność. Różne soki mają zupełnie inne składniki i hasło z nagłówka naprawdę nie niesie żadnej informacji. 

 

Sok ma taką samą kaloryczność jak owoce

 

Well yes, but actually no. Przede wszystkim sok nie syci za dobrze i możemy go wypić o wiele więcej, niż w postaci całego owocu. Badania interwencyjne nie są jednoznaczne, jak soki wpływają na naszą masę ciała, ale pewnym jest, że łatwiej dostarczyć sobie płynne kalorie. Ponadto nasz organizm nie traci energii na przeżuwanie i proces trawienia, i choć jest to marginalna wartość, to już obala tezę. No i po trzecie, sok w mniejszym stopniu niż napoje gazowane, ale jednak bardziej niż owoc zwiększa poziom glukozy we krwi, co może (nie musi) skutkować hipoglikemią i sennością. Są również przesłanki, że porcja kalorii z soku łatwiej odłoży się w tkance tłuszczowej, niż taka sama ilość z pełnowartościowego posiłku [3]. Mówimy tu o dużych wartościach, ale nie niemożliwych do wypicia – około 1 litrze. 

 

Wpływ 2 jabłek w całości, w postaci smoothie lub soku na poziom glukozy. graf. Glucosegodness
Poziom glukozy po zjedzeniu ananasa jako przekąski i jako deseru po posiłku. graf. Glucosegodness

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Soki mają mały wpływ na wzrost masy ciała – to fakt. Szczególnie gdy będziemy spożywać je w racjonalnych ilościach i nie potraktujemy ich jako osobny posiłek. Kiedy jemy słodkości na pusty żołądek, trafiają one prosto do naszych jelit i nic ich nie hamuje. Prowadzi to do dużego skoku glukozy. Tym niemniej ponownie zrównywanie owoców i soku, zachęcanie dzieci do picia go i kształtowania nawyku picia słodkich płynów, jako zdrowej alternatywy, jest zwyczajnie nadużyciem.

 

Instytut Żywności i Żywienia pozwala na zamianę porcji warzyw i owoców na sok

 

W krajach takich jak Wielka Brytania, Hiszpania, Austria, Dania, Francja, Węgry i Irlandia jedna porcja soku wlicza się do dziennych zaleceń dotyczących owoców i warzyw [8]. Wytyczne dietetyczne dla Amerykanów na lata 2020–2025 pozwalają na zastąpienie do połowy zalecanego dziennego spożycia owoców przez soki [9]. Natomiast w innych krajach, takich jak Holandia, sok owocowy jest klasyfikowany jako napój słodzony i odradzany [10]. Gdyby nagłówek brzmiał „W niektórych krajach jedna porcja soku wlicza się do zaleceń zdrowej diety” nie miałbym problemu. Byłby to argument pod tezę, ale jak najbardziej prawdziwy. Jednak mamy tutaj podkreślone, że chodzi o Polskę oraz jej instytucje. I to z uporem producenci soków wmawiają nam to od lat, choćby tutaj.

 

Raz na trzy lata są wypuszczane Normy Żywności i Żywienia dla Populacji Polski. Można się z nimi za darmo zapoznać pod tym linkiem. W ostatniej aktualizacji z 2020 roku słowo „sok” pada tam dokładnie jeden raz, w kontekście tego, że zawiera on cukry proste, których powinniśmy unikać. W wersji z 2017 roku również nic na ten temat nie ma. Tak więc nie jest to już dobieranie faktów, a zwyczajnie oszukiwanie odbiorców.

 

Nie możemy jednak demonizować soków. Są sytuacje, gdy będzie to prozdrowotny produkt. Kiedy?
  • W niewielkich ilościach (ciężko o dokładne dane, ale powiedzmy, że szklankę dziennie), ale tylko do posiłku
  • W przypadku osób, które już wcześniej miały problem ze spożyciem warzyw i owoców i sok będzie dla nich jakimkolwiek źródłem witamin
  • U aktywnych osób, chcących uzupełnić kalorie lub przytyć (jednak też nie bez umiaru)
Za to na drugim biegunie będą dzieci, osoby otyłe i nieaktywne, osoby, które już jedzą dużo owoców i będą chciały je zamienić na sok, czy ludzie, którzy są obciążeni pewnymi chorobami. Oczywiście można sobie pozwolić na porcję soku, ale nie z myślą „będę pić codziennie dla zdrowia”.

 

Podsumowanie

 

Tak jak działanie kofeiny nie rzutuje na kawę, tak samo cukier nie powinien być argumentem za unikaniem soków. Jednak analogicznie w drugą stronę. Sok powstaje z owocu, ale nie można im przypisywać właściwości jeden do jednego. Wszystko wymaga osobnego i dokładnego przeanalizowania. I choć sam proces jest żmudny i skomplikowany, to zalecenia i komunikaty dla społeczeństwa mogą być formułowane klarownie, a przy nie zostawiać niedopowiedzeń. Na przykład zwrot „Sok jest tak samo zdrowy, jak warzywa i owoce” jest bardzo dużym niedopowiedzeniem, bo nie wiemy o jakim soku mowa, o jakich ilościach i co właściwie oznacza zdrowie. Sformułowanie „Szklanka soku pomarańczowego chroni w podobnym stopniu przed chorobami serca, co cała pomarańcza” nie jest idealne, ale dla obiorcy to o wiele bardziej jasny komunikat. Będzie wiedział, że mowa o soku pomarańczowym, zdrowiu w kontekście chorób serca i tylko jednej szklance. W związku z tym całą akcję promocyjną Unii Producentów Soków uznaję jako dezinformacje i manipulację faktami.

[1]Directive, C., 2001. 112/EC of 20 December 2001 relating to fruit juices and certain similar products intended for human consumption. Official Journal of the European Communities, L, 10(58), pp.0058-0066.

[2]Sharma, S., Chung, H., Kim, H. & Hong, S. Paradoxical Effects of Fruit on Obesity. Nutrients 8, 633 (2016).

[3] Ruxton, C. H. S. & Myers, M. Fruit Juices: Are They Helpful or Harmful? An Evidence Review. Nutrients 13, 1815 (2021)

[4] Khan, T. A., Chiavaroli, L., Zurbau, A. & Sievenpiper, J. L. A lack of consideration of a dose-response relationship can lead to erroneous conclusions regarding 100% fruit juice and the risk of cardiometabolic disease. Eur J Clin Nutr73, 1556–1560 (2019).

[5] Scheffers FR. et al. Pure fruit juice and fruit consumption and the risk of CVD: the European prospective investigation into cancer and nutrition-Netherlands (EPIC-NL) study. Br J Nutr. 2019;121:351–9. doi: 10.1017/S0007114518003380.

[6] Auerbach, B. J. et al. Associations of 100% fruit juice versus whole fruit with hypertension and diabetes risk in postmenopausal women: Results from the Women’s Health Initiative. Prev Med 105, 212–218 (2017).

[7] Zamora-Ros, R. et al. Estimated dietary intakes of flavonols, flavanones and flavones in the European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition (EPIC) 24 hour dietary recall cohort. Br J Nutr 106, 1915–1925 (2011).

[8] EU Science Hub Food-Based Dietary Guidelines in Europe.

[9] US Department of Health and Human Services. US Department of Agriculture . 2020–2025 Dietary Guidelines for Americans. 9th ed. US Government Printing Office; Washington, DC, USA: 2020.

[10] for the Committee Dutch Dietary Guidelines 2015, Kromhout, D., Spaaij, C. J. K., de Goede, J. & Weggemans, R. M. The 2015 Dutch food-based dietary guidelines. Eur J Clin Nutr 70, 869–878 (2016).

Lemon juice photo created by wirestock – www.freepik.com

01/04/2022

7 dowodów na to, że ziemniak jest królem warzyw [felieton]

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 5 min.

Ziemniaki stanowiły podstawę diety Polaków przez dziesiątki lat. Zasilały też nasz budżet, to był czołowy eksportowy produkt. Niestety niewdzięczne pokolenia stale zmniejszają spożycie tej jakże cudownej bulwy. 1 kwietnia to najlepsza okazja, żeby ziemniak odzyskał zaszczytne miejsce w naszym życiu – na talerzu podczas niedzielnego obiadu. Oto nie pięć, nie sześć, a aż siedem powodów, które udowodnią, że kartofle to jest überwarzywo.

 

1. Latte na ziemniaczanym proszę

 

Stojąc w obliczu katastrofy klimatycznej, poszukiwanie alternatyw dla produktów zwierzęcych wydaje się konieczne. Mleko krowie nie jest niestety zbyt ekologiczne. Jeśli chcielibyśmy wykorzystać jak najmniej terenu, to najlepszym wyborem jest mleko ryżowe. Ale chwila, emituje ono dużo gazów cieplarnianych, tutaj lepiej sprawdzi się migdałowe. Ale migdały wymagają sporo wody, o wiele mniej potrzeba do upraw soi czy owsa. I spośród powyższych czterech mlek nie ma faworyta w kategorii ekologiczność. Ale potem wchodzi on, cały w tetrapaku.

 

Grafika dzięki uprzejmości ekologicznie.com Link do strony po kliknięciu w obrazek.

 

„Mleko” z ziemniaka zostawia w tyle konkurencję właściwie w każdej dziedzinie. Jeśli wzięlibyśmy pod uwagę tylko te aspekty, to w ziemniaku jest przyszłość. A może i teraźniejszość, napoje ziemniaczane są już przecież w produkcji. Szwedzka firma wypuściła na rynek „mleko” o wdzięcznej nazwie „DUG”. Wątpię, żeby ktoś płacił kilkadziesiąt złotych za wysyłkę, żeby napić się mleka z ziemniaka, więc nie będę się rozpisywać, ale możecie poczytać o tym na ich stronie.

 

2. Białko, białko i jeszcze raz ziemniaki

 

Co to za odkrycie odkrywać to, co już odkryte. Damian Parol obliczył, że można jeść tylko ziemniaki i wciąż budować muskle.

 

Cytując:
Ciekawostka – da się dostarczyć niezbędne minimum aminokwasów egzogennych jedząc wyłącznie ziemniaki. Przeciętny mężczyzna musiał by zjeść niecałe 3,5 kg ziemniaków dziennie. Może być to spore wyzwanie dla przewodu pokarmowego, ale dostarczyłoby o trochę ponad 2600 kcal. Czyli mniej-więcej ile wynosi zapotrzebowanie energetyczne typowego mężczyzny. I jak tu nie kochać ziemniaków?

 

Zostawiam link do posta

 

3. Jedzenie kartofli wzmacnia odporność

 

Kiedy dbasz o siebie, codziennie ćwiczysz, medytujesz i pijesz wyłącznie szejki z ekologicznych konopii, a mimo to wciąż masz katar, to odpowiedź jest prosta. Musisz jeść więcej ziemniaków. Istnieje taki termin – gęstość odżywcza. W dużym skrócie chodzi o ilość korzystnych składników odżywczych w przeliczeniu na kalorie (np. na 100 kcal). Naturalnie najlepiej wypadają warzywa, bo w większości składają się z wody i zwyczajnie nie mają dużo kalorii. A gdyby tak przeliczyć te składniki odżywcze na dolara? Wtedy króluje pyra. Dalej posłużę się cytatem, bo wtedy nie muszę sam wymyślać tekstu:

 

 „Badania sugerują, że ziemniaki są jednym z warzyw oferujących najwięcej składników odżywczych w przeliczeniu na dolara (wraz ze słodkimi ziemniakami i marchewką) w ośmiu ważnych składnikach odżywczych, w tym potas, błonnik, białko, witaminy C i E, wapń, żelazo i magnez”. Ziemniaki to żywność o jednym z najwyższych poziomów potasu, zapewniając 15 procent dziennej wartości na porcję. Ponadto zawierają 7 procent dziennej wartości błonnika pokarmowego w porcji. „Jeśli chcesz zwiększyć zawartość błonnika w codziennej diecie, ziemniaki są jednym z najtańszych źródeł błonnika”. [1]

 

Jeśli dotarł*ś aż tutaj, to chyba dobra pora na strategicznego pajacyka. Kliknij w TEN LINK i pokaż światu jak moc ziemniaka walczy z głodem na świecie.

 

4. Główne źródło witaminy C w diecie Polaków to…

 

Polacy to ogólnie mają problem ze świeżymi warzywami i owocami, dlatego też często nie dostarczamy sobie odpowiedniej ilości witaminy C. No bo co stanowi jej główne źródło… Cytryna, pomarańcza, papryka? Ziemniak? Ano ziemniak [0]. Jeden ziemniak potrafi dostarczyć nawet 1/3 dziennego zapotrzebowania na witaminę C. To często więcej, niż w pomidorze.  A że na jednym z reguły się nie kończy, to ziemniaki stanowią naprawdę istotnie źródło tej witaminy w diecie. Z resztą sami zobaczcie.

 

Każda okazja, żeby wstawić map… to znaczy kartogram, jest dobra

 

5. Ser z ziemniaka

 

Ser to jedna z tych rzeczy, której mi brakuje w diecie wegańskiej. I nie, ten kapeć z oleju kokosowego nie jest serem. Pewnemu mieszkańcowi Austrii Australii też to się widocznie nie podobało, bo poświęcił 12 lat życia na opracowanie sera z ziemniaka. Skoro można zrobić mleko, to dlaczego by nie ser? CHATO, bo tak się nazywa produkt (to połączenie słów CHeese i potATO, czyli ser i ziemniak) nie zawiera laktozy (no bo niby jak), jest przyjazny dla środowiska, a przy tym się topi. Tym ostatnim mnie kupił. Informacje na ten temat są sprzed 6 lat, a CHATO dalej nie ma na półkach, więc chyba nie był zbyt smaczny.

 

6. Od ziemniaków rosną mózgi

 

Myślę, że zgodzimy się, że ogień to najważniejsze odkrycie człowieka. Mogliśmy dzięki niemu oświetlić ciemne miejsca, ogrzać się, gdy było zimno i ugotować surowe mięso. Nie no, żartuję, tak twierdzą tylko zwolennicy diety paleo. Ludzie, z tymi swoimi potężnymi kłami i pazurami, jedli co najwyżej padlinę. Rozwój mózgu umożliwiła nam skrobia i duża dawka kalorii [2,3]. Ugotowany ziemniak ma o wiele więcej kalorii, niż jakieś surowe korzonki i jagody.

 

Dlaczego to tak ważne? Po pierwsze nasz mózg konsumuje 25% energii, którą spożywamy, mimo że waży zaledwie 2% naszej masy ciała. Po drugie nasz mózg działa na glukozę. Mięśnie i narządy sobie poradzą, ale mózg potrzebuje węglowodanów. Oczywiście może je wytworzyć z tłuszczu czy białka w procesie zwanym glukoneogenezą, ale nie jest to najbardziej efektywny proces. To trochę tak, jakbyśmy chcieli nakarmić krowę 1000 kcal paszy i otrzymać 2000 kcal mięsa, no nidyrydy. A jak już o tym wspominam, to w postaci wołowiny odzyskujemy tylko 2% kalorii z paszy, którą nakarmiliśmy krowę. Jaki głód na świecie? No i po trzecie, zaoszczędziliśmy w ten sposób dużo czasu. Panda poświęca nawet 16h dziennie na żucie bambusa. Tygrys może i szybciej coś upoluje, ale nie każdy atak kończy się obiadem. Człowiek zyskał szybkie, pewne i skoncentrowane źródło kalorii.

 

Więcej o bulwach i paleolicie posłuchacie w podcaście radia naukowego (polecam).

 

7. Ziemniak sprawdzi się w triathlonie

 

Wspominałem już, że ziemniak jest źródłem węglowodanów i glukozy? No to napiszę jeszcze raz. Sportowcy wytrzymałościowi często sięgają po specjalną żywność, która dostarcza im energii podczas wysiłku. Normalni ludzie piją izotoniki i jedzą żele energetyczne. Ultramaratończycy jedzą krakersy, zupę pomidorową i bułkę z serem. Ale nadludzie korzystają z jedynego prawilnego źródła energii – ziemniaków.

 

W badaniu, które zostało opublikowane w Journal of Applied Physiology, poddano próbie wysiłkowej 12 rowerzystów. Niektórym podawano puree ziemniaczane, innym komercyjne żele sportowe, innym po prostu podawano wodę (próba kontrolna). Wydajność w jeździe na czas była lepsza zarówno w grupie ziemniaków, jak i żelowej, w porównaniu do tych, którym podawano tylko wodę. To akurat nie jest zdziwieniem, energia zawsze będzie lepsza, niż brak energii. Natomiast nie stwierdzono różnic między wydajnością rowerzystów, którzy otrzymywali węglowodany poprzez spożywanie ziemniaków lub żeli w zalecanych ilościach około 60 gramów na godzinę podczas eksperymentów. Ziemniaki są obiecującą alternatywą dla sportowców, ponieważ stanowią opłacalne, bogate w składniki odżywcze i pełnowartościowe źródło węglowodanów. Badanie jest dostępne za darmo, więc zachęcam do przeczytania [4]

 

Przy okazji można też przeczytać mój inny artykuł Czy warto stosować żele energetyczne?

 

Podsumowanie

 

Artykuł powstał oczywiście w luźnej formie na potrzeby 1 kwietnia. Jednak wszystkie informacje podane powyżej są prawdziwe. Faktycznie jest to mało obciążający środowisko produkt, a przy tym możemy zrobić z niego mleko i ser. Jest niezłym źródłem witamin i aminokwasów, a przy współudziale mięsa i innych produktów pozwolił nam rozwinąć cywilizację. Smacznego!

Potato cartoon photo created by Racool_studio – www.freepik.com

[0] Tak naprawdę nikt tego nie sprawdził, tym bardziej, że spożycie ziemniaków spada, a i dużo zależy od obróbki termicznej (witamina C jest wrażliwa na temperaturę). Tym niemniej nie przeszkadza to redaktorom i bloggerom w rozpowszechnianiu tej informacji. Natomiast nieważne, na którym miejscu, ziemniaki to wciąż niezłe źródło witaminy C.

[1]Drewnowski A. New metrics of affordable nutrition: which vegetables provide most nutrients for least cost? J Acad Nutr Diet. 2013 Sep;113(9):1182-7. doi: 10.1016/j.jand.2013.03.015. Epub 2013 May 25. PMID: 23714199.

[2] https://www.sydney.edu.au/news-opinion/news/2015/08/10/starchy-carbs--not-a-paleo-diet--advanced-the-human-race.html

[3] Hardy, Karen, et al. “The Importance of Dietary Carbohydrate in Human Evolution.” The Quarterly Review of Biology, vol. 90, no. 3, The University of Chicago Press, 2015, pp. 251–68, https://doi.org/10.1086/682587.

[4] Salvador, Amadeo F et al. “Potato ingestion is as effective as carbohydrate gels to support prolonged cycling performance.” Journal of applied physiology (Bethesda, Md. : 1985) vol. 127,6 (2019): 1651-1659. doi:10.1152/japplphysiol.00567.2019

28/03/2022

Kupując orzechy brazylijskie, ratujesz lasy deszczowe

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 5 min.

Orzechy brazylijskie pochodzą z lasów tropikalnych, głównie Amazonii, rzadziej uprawia się je w Afryce. Troszcząc się planetę, powinniśmy raczej wybierać lokalne orzechy. Nie tylko nie doprowadzają do wycinki dziewiczych lasów, ale również nie muszą być transportowane na duże odległości. To oczywiste. Oczywiste? Nic bardziej mylnego. W rzeczywistości orzechy brazylijskie mają pewne właściwości, które w ogólnym rozrachunku pozwalają nam zapobiegać wycince drzew. A czy są zdrowe i bogate w selen? O tym pisałem w tym artykule, do którego zapraszam – Czy orzechy brazylijskie są dobrym źródłem selenu?

 

Wyjątkowe pszczoły

 

Gdybyśmy pojechali do Brazylii w poszukiwaniu gigantycznych upraw orzechów brazylijskich, to moglibyśmy się miło rozczarować. Ludzie bardzo długo zastanawiali się, dlaczego drzewa orzesznicy wyniosłej nie występują poza gęstym lasem. Również próby upraw spełzły na niczym. Bynajmniej nie ze względu na rozmiary – nazwa wyniosła nie wzięła się z niczego, drzewa osiągają 50 metrów i dożywają 1000 lat. Jest tak, ponieważ do zapylania drzew niezbędne są specjalne gatunki owadów – jeśli kogoś interesuje: pszczoły storczykowe i inne pszczołowate z rodzaju BombusCentris, Epicharis, Eulaema i Xylocopa. Nie jest to proste, bo kwiaty orzesznicy mają bardzo zwartą budowę i nie wszystkie owady są wystarczająco silne, by dostać się do wnętrza.

 

Zapylanie orzesznicy wyniosłej
Pupa pszczoły storczykowej (Eulaema meriana)

 

Samce zbierają w lesie woskową, zapachową wydzielinę ze specjalnych storczyków (Coryanthes vasquezii), które nie tylko rosną na drzewach orzesznicy, ale ewoluowały wraz z pszczołami storczykowymi i obie są zależne od siebie w zakresie rozmnażania. Samce pszczół storczykowych (nie samice) są przyciągane do kwiatu silnym zapachem aromatycznych olejków, które przechowują w specjalnych woreczkach w tylnych łapach (jeśli mogę użyć tego określenia w przypadku pszczoły). Używają ich podczas tańców godowych, aby przyciągnąć partnerki.

 

Pszczoły, próbując wydobyć woskową substancję zawierającą zapach, czasami wpadają do środka. Gdy pszczoła próbuje uciec, dziobek się kurczy. W tym samym momencie małe torebki zawierające pyłek storczyka dociskają się do pszczoły. Jednak klej na torebkach pyłkowych nie twardnieje od razu, więc orchidea trzyma pszczołę w pułapce, dopóki klej nie zastygnie. Po związaniu kleju pszczoła zostaje wypuszczona i może teraz wysuszyć skrzydła i odlecieć. Dalej nasz uciekinier wpadnie do innego kwiatu i rozniesie pyłek. Pszczoła, która zmagazynowała olejki aromatyczne w swoich odnóżach, może odlecieć, aby kopulować z samicą pszczoły. Tak więc drzewa można zasadzić, ale nie zmusimy storczyków do rośnięcia i stada pszczół do zapylania tych kwiatów w odległej plantacji. Nie ma pszczół, nie ma orzechów.

 

Niepozorny gryzoń

 

Wiele osób prawdopodobnie nie wie, jak wygląda nierozłupany orzech brazylijski. Właściwie to nie są do końca orzechy. Orzechami nazwiemy po prostu twarde owoce, a orzechy brazylijskie to zbiór nasion w przypominającym kokosa owocu. Ułożenie nasion można porównać do segmentów cytrusów lub ząbków czosnku w główce. Bardzo twardej główce, ważącej nawet 2 kilogramy dodajmy. Człowiek bez specjalnych narzędzi nie dostanie się do środka skorupki, a już na pewno nie zrobi tego bez uszkodzenia nasion (czyli naszych orzechów).

 

Orzechy brazylijskie
Rozłupany owoc orzesznicy, w środku widzimy nasiona, czyli nasze orzechy

 

Jednym z niewielu zwierząt zdolnych otworzyć twardą skorupę jest niepozorny gryzoń aguti (poza tym potrafią to papugi). Nazywany jest on leśnym ogrodnikiem. I ta nazwa jest naprawdę trafna. Część zawartości kokosa zjada, a resztę zakopuje w swoich kryjówkach. Problem jest taki, że aguti często zapomina, gdzie one były, co sprawia, że drzewa sadzone są na dużych powierzchniach. W ten sposób nieświadomie przyczynia się rozwoju całego lasu.

 

Agouti może rozłupać twardą skorupę orzechów brazylijskich
Aguti wcina orzechy brazylijskie

 

Nic się nie zmarnuje

 

Jednak to nie koniec współzależności między orzesznicą wyniosłą, a mieszkańcami Puszczy Amazońskiej. Puste skorupy zostawione przez aguti są wykorzystywane przez unikalne gatunki komarów i ważek do składania jaj. Korzystają również żaby do zebrania wody, niezbędnej do przejścia stadium kijanki. W gęstym lesie nieprzepuszczalna miska z czystą wodą jest na wagę złota.
Związek między drzewem orzecha brazylijskiego, aguti i pszczołami jest niezwykły. Czasami w lesie deszczowym wszystkie powiązania nie są znane, dopóki nie zniknie jeden z gatunków. Dopiero wtedy pojawia się efekt domina. To ważny powód, aby chronić tropikalne lasy deszczowe. Możemy dojść bowiem do momentu, w którym zmiany będą zbyt duże, by las mógł się odrodzić.

 

Strategiczny pajacyk do kliknięcia – zajmuje kilka sekund, a możemy pomóc dzieciakom 🙂

 

A jak orzechy brazylisjkie chronią Puszczę Amazońską?

 

Wracając do tytułowego pytania, gdzie w tym wszystkim jest konsument? Ze względu na to, że nie tworzy się plantacji drzew, władze Brazylii, Boliwii i Peru zakazały wycinki tych drzew. Na przykład w Brazylii wycinanie brazylijskiego drzewa orzechowego jest nielegalne, chyba że zostało to wykonane z uprzednim zezwoleniem brazylijskiego Instytutu Środowiska i Odnawialnych Zasobów Naturalnych. Gdybyśmy postanowili wyciąć wszystko dookoła, postawić farmę i zostawić jedynie orzesznicę, to niestety nasi darmowi robotnicy – zapylający i sadzący – wynieśliby się z dala od ludzi. Oczywiście nie oznacza to, że drzew nie wycina się wcale. Jednak rosną one bardzo długo, jeśli zostanie utrzymany popyt na orzechy brazylijskie, to konieczne będzie zachowanie choćby ich minimalnej ilości.

 

Drzewa orzechów brazylijskich są prawnie chronione
Samotne drzewo orzesznicy w polu soi

 

Co więcej, do pozyskania orzechów nie można wykorzystywać ciężkiego sprzętu. Przy zbiorach i przetwórstwie orzechów pracują dziesiątki tysięcy ludzi ze społeczności (znalazłem informację, że w niektórych regionach nawet 20% lokalnych populacji) zwanych jako castañeros (po hiszpańsku) lub castanheiros (po portugalsku) (dosł. sprzedawcy kasztanów). Lokalnym rodzinom przyznano koncesję na kawałek lasu, gdzie mogą oni zarabiać zbierając orzechy z pomocą maczet. Dopuszcza się również niewielkie pozyskiwanie drewna z tych obszarów (do 2 drzew na hektar). Podobno pozostaje to bez wpływu na liczbę owoców, ale nie ma na ten temat dobrych źródeł. 

 

Zbieranie orzechów brazylijskich
Castañeros zbiera orzechy. Zwróćcie uwagę na kaski, kokosy osiągają 80 km/h

 

Podsumowanie

 

Lasy deszczowe pokrywają tylko 6% powierzchni Ziemi w regionach tropikalnych, ale zawierają ponad połowę gatunków roślin i zwierząt. To właśnie dlatego powinniśmy robić co w naszej mocy, żeby chronić Puszczę Amazońską. Jednym ze sposobów jest kupowanie orzechów brazylijskich. Proste, prawda? Pamiętajmy jednak, żeby wybierać te z certyfikatem fair trade, nie wszystkim producentom zależy na etycznym handlu.

 


  1. https://forestsnews.cifor.org/16623/harvesting-both-timber-and-brazil-nuts-in-perus-amazon-forests-can-they-coexist?fnl=en
  2. Brito, T.F., Phifer, C.C., Knowlton, J.L. et al. Forest reserves and riparian corridors help maintain orchid bee (Hymenoptera: Euglossini) communities in oil palm plantations in Brazil. Apidologie 48, 575–587 (2017). https://doi.org/10.1007/s13592-017-0500-z
  3. https://brazilnuttree.co.uk/index.html
  4. https://annualreport2018.cifor.org/keeping-trees-in-the-ground/harvesting-both-brazil-nuts-and-timber/
  5. https://www.ethicalbiotrade.org/ingredient-stories/2019/3/14/brazil-nuts
  6. https://www.folly-farm.co.uk/zoo/meet-the-zoo-animals/azaras-agouti/
  7. Salo, Siren, Kalliola (2013) “Collect Locally, Eat Globally – The Journey of the Brazil Nut.” Accessed 24 July 2019.
  8. https://www.foodunfolded.com/article/the-impact-of-deforestation-on-brazil-nuts
19/02/2022

Jaki jest najlepszy zamiennik cukru?

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 8 min.

Zła dieta jest jedną z głównych przyczyn chorób cywilizacyjnych, a więc otyłości, cukrzycy czy chorób serca. W wielu przypadkach przyczyną jest nadmierne spożycie kalorii, zwłaszcza z wysokoprzetworzonych produktów. Jedną ze strategii zmniejszania spożycia energii jest ograniczenie używania cukru i zastąpienie go na przykład sztucznymi słodzikami, które utrzymują smakowitość bez spożywania kalorii. Niemniej jednak korzyści dla bezpieczeństwa i zdrowia wynikające ze spożywania alternatyw dla cukru pozostają tematem debaty w środowisku naukowym i ogólnie w społeczeństwie. Dlatego przybliżę Wam kilka najpopularniejszych zamienników i postaram się ocenić zasadność ich stosowania. 

 

Cukier kokosowy, trzcinowy i z włosia jednorożca

 

Często słyszymy, że cukier trzcinowy czy kokosowy ma mieć (wg obietnic producentów i influencerów) więcej walorów zdrowotnych, niż ich tradycyjny kolega wykonany z buraków cukrowych. Podobno cechują się one większą zawartością potasu, magnezu, żelaza, cynku czy witamin z grupy B (właściwie można tutaj wstawić cokolwiek, co źródło, to inne informacje). W rzeczywistości jedyne czym się różnią to ceną.

 

“Modne” cukry są wielokrotnie droższe niż zwykły biały, miło że ich skład się nie różni. Jest tak, ponieważ wyizolowany cukier to sacharoza (C12H22O11) i z chemicznego punktu widzenia nie ma znaczenia skąd go pozyskamy. Buraki, kokos, trzcina czy nagłówkowy jednorożec – to wciąż ten sam cukier. Mają również tyle samo kalorii, co może skutkować odkładaniem się w tkance tłuszczowej i sprzyjać efektowi jojo, co szerzej opisałem tutaj – Efekt jojo – czym jest i jak go uniknąć?

 

Poza tym nawet jeśli doszukamy się śladowych ilości składników mineralnych, to nie powinno stanowić to argumentu za używaniem cukru. Celem jest ograniczenie jego spożycia, a nie próbowanie usprawiedliwienia tego. Jeśli mamy akurat ochotę na coś słodkiego, to są zdecydowanie lepsze alternatywy. Na przykład… słodziki.

 

Substancje słodzące, czyli słodycz bez cukru

 

W Unii Europejskiej jest dopuszczonych do użytku 19 substancji słodzących. Słodziki, które nadają żywności słodki smak, można podzielić na dwie grupy. Węglowodanowe (poliole), które mają podobną słodkość co cukier, ale mniej kalorii. A także słodsze od cukru niskokaloryczne substancje słodzące, które używamy w śladowych ilościach. Często używa się terminu „niekaloryczne substancje słodzące”. Słodziki niekaloryczne są na ogół znacznie słodsze niż sacharoza i dlatego mogą być stosowane w mniejszych ilościach. Choć tak naprawdę mają kalorie (często tyle samo co cukier), to używamy ich zbyt mało, by miało to wpływ na całodniowy bilans energetyczny. 

 

Poniżej pokażę wszystkie przykłady z obu grup. 

 

 

Słodziki powszechnie nie cieszą się najlepszą sławą, a szkoda, bo:
  • Jest to ważne odkrycie
  • Dobrze przebadane
  • Może chronić przed niektórymi chorobami (w tym przypadku otyłością, insulinoopornością czy choćby próchnicą) [6,7,12]
  • Panuje irracjonalny lęk przed nimi
Choć trzeba mieć na uwadze, że jedyną cechą wspólną słodzików jest słodki smak, z chemicznego punktu widzenia to zupełnie inne produkty i mogą mieć inny efekt na człowieka. A mamy do wyboru aż 19 różnych produktów. Dlatego fakt, że istnieją (bardzo ograniczone!) dowody na negatywny wpływ sacharyny na naszą mikrobiotę, to ta informacja nie może stanowić argumentu za niestosowaniem aspartamu.

 

Wszystkie obecnie dopuszczone do sprzedaży słodziki są bezpieczne, jeśli będziemy się trzymać wartości ADI (ang. acceptable daily intake, akceptowane dzienne spożycie). A taką zgodę u nas wydaje EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) na podstawie wyników szeroko zakrojonych analiz chemicznych, testów toksykologicznych i badań klinicznych. I żaden filmik na yt, w którym mówi się inaczej, tego nie zmieni.

 

 

Dotyka nas plaga otyłości i chorób cywilizacyjnych. Słodziki są nie tylko niskokaloryczne, tanie, ale i w pełni bezpieczne. To dlaczego by nie zacząć ich reklamować, dofinansowywać, czy edukować społeczeństwa na ten temat? Pytanie zostawiam otwarte.

 

Aspartam

 

Kilku słodzikom przyjrzę się bliżej. Wracając do lęku przed nimi, to dlaczego jest on irracjonalny? Jeśli chodzi o aspartam, to jest to nie tylko najlepiej przebadana i najbezpieczniejsza substancja słodząca. Jest też najbardziej demonizowany. Jego ADI  (przypomnę: akceptowane dzienne spożycie) wynosi 40 mg/kilogram masy ciała/dobę. Wydaje się to dosyć mało, raptem mała łyżeczka. Jednak musimy pamiętać, że aspartam jest ok. 200 razy słodszy od cukru i nie dodajemy do herbaty 3 łyżeczki aspartamu [4]. Dlatego pomimo tego, że mają tyle samo kalorii (4kcal/1g), to słodzik jest lepszym wyborem, ze względu na stosowanie jego niewielkich ilości. 

 

Jeśli chcielibyśmy przeliczyć ADI na bardziej znane nam miary, to będzie to mniej więcej 14-16 puszek Coli Zero dla dorosłego człowieka [1]. Jednak są to bardzo restrykcyjne normy. Najwyższą dawkę, która nic nie zrobiła szczurom najpierw dzieli się przez 10, co wynika z różnic międzygatunkowych. Potem tę dawkę ponownie dzieli się na 10, co wynika z różnic między różnymi osobami. W efekcie mamy normę wielokrotnie, czasem nawet stukrotnie niższą niż dawka, która nic nie zrobiła szczurom czy ludziom [2]. Rzeczywistość jest taka, że i setka puszek bezcukrowej Coli dziennie nie powinna stanowić zagrożenia, co najwyżej nas zemdli od słodyczy. Gdyby pić non-stop napoje typu “zero”, to szybciej przedawkujemy wodę niż aspartam [13]. 

 

W przeglądzie 26 badań w 17 krajach europejskich przeprowadzonego przez EFSA, średnie spożycie aspartamu oszacowano na 1,2 do 5,3 mg/kg/d, czyli dziesięciokrotnie mniej niż wspomniane ADI dla aspartamu i nawet stukrotnie mniej niż bezpieczna ilość dla większości osób [8].

 

Oczywiście mocno to uprościłem i takich badań wykonuje się wiele i powtarza się je nawet, gdy produkt jest dopuszczony do sprzedaży, stąd może kiedyś ADI zostanie zmniejszone np. jak to było dla karmelu amoniakalnego, który też znajdziemy w słodkich napojach.

 

Dlaczego aspartam jest aż tak bezpieczny? Po spożyciu jest rozkładany w jelicie cienkim do metanolu oraz dwóch powszechnie występujących aminokwasów – kwasu asparaginowego i fenyloalaniny [4]. Metanol, mimo że brzmi groźnie, jest metabolizowany w wątrobie i całkowicie wydalany. Jego ilość też nie jest zbyt pokaźna, w soku pomidorowym znajdziemy 6x więcej metanolu niż w dietetycznej Coli [8]. Kwas asparaginowy i fenyloalanina dostają się do puli wolnych aminokwasów. Następnie składniki są pobierane przez tkanki, wykorzystywane do syntezy białek oraz wydalane. Dokładnie w ten sam sposób jak aminokwasy z jakiegokolwiek produktu spożywczego.

 

Aspartam nie kumuluje się w organizmie, ponieważ jest szybko trawiony [4]. W rzeczywistości, nawet po spożyciu bardzo dużych dawek (>200 mg/kg), aspartamu nie można znaleźć we krwi z powodu jego szybkiego rozkładu [5]. Ani aspartam, ani jego składniki nie docierają do okrężnicy. Dlatego aspartam nie jest w stanie wpływać na mikroflorę jelitową [5].

 

Jeśli zapamiętasz z całego artykułu tylko jedną informację, niech to będzie fakt, że nie ma żadnych wiarygodnych dowodów wskazujących na szkodliwość aspartamu [12]. 

 

Stewia i ksylitol

 

Glikozydy stewiolowe to związki chemiczne odpowiedzialne za słodki smak, które można znaleźć w liściach południowoamerykańskiej rośliny Stevia rebaudiana. Glikozydy stewiolowe są od 100 do 300 razy słodsze w porównaniu z sacharozą (cukrem). Glikozyd stewiolowy jest rozkładany na stewiol i glukozę. W wątrobie stewiol ponownie jest przekształcany i wydalany z moczem. Glukoza jest wykorzystywana przez bakterie i nie dostaje się do krwioobiegu. W związku z tym stewia jest bezkaloryczna i ma zerowy indeks i ładunek glikemiczny. Może być z powodzeniem stosowana u cukrzyków czy osób odchudzających się. Niestety stewia ma dosyć specyficzny smak i nie każdemu może on odpowiadać. 

 

Ksylitol jest powszechnie (i niejako błędnie) nazywany cukrem brzozowym. W rzeczywistości na naszych półkach znajduje się produkt pozyskiwany z kukurydzy, i nie cukier, a alkohol cukrowy (poliol). Choć ksylitol jest tak samo słodki jak cukier, to zawiera o połowę mniej kalorii. Dlatego w tym przypadku ponownie może on pomóc redukować kalorie w diecie i może być używany przez diabetyków. Uważać powinny natomiast osoby z zespołem jelita drażliwego, gdyż ksylitol może u niektórych powodować wzdęcia. Ksylitol występuje naturalnie w wielu owocach (truskawki, śliwki, maliny) i warzywach (np. kalafior), dlatego nie powinniśmy bać się go stosować [19].

 

Z ciekawszych właściwości ksylitolu, to faktycznie może chronić przed próchnicą. Ksylitol zmniejsza tworzenie się płytki nazębnej i przyleganie bakterii (działa przeciwbakteryjnie), hamuje demineralizację szkliwa (zmniejsza wytwarzanie kwasu) i ma bezpośredni wpływ hamujący na bakterię Streptococcus mutans [12]. Te efekty uzyskano przede wszystkim stosując gumy do żucia z ksylitolem. 

 

Oba słodziki są w pełni bezpieczne i możemy bez obaw je stosować. Dodatkowo mogą one pomagać zredukować nadmiar kilogramów, nie tylko dlatego, że dostarczają mało kalorii, ale zwyczajnie zaspokajają naszą ochotę na coś słodkiego. Z drugiej strony nie są to produkty, które trzeba celowo włączać do diety. Podobnie jak w przypadku akapitu o modnych cukrach, również dużo się mówi o bogactwie składników mineralnych w “naturalnych” słodzikach. Jest to prawda, ale przypomnę tylko, że spożycie słodzików liczymy w miligramach lub gramach, ciężko w tym przypadku o jakieś sensowne ilości składników odżywczych.

 

Miód

 

Wszyscy wiedzą, że miód jest super zdrowy, pomaga na kaszel, przeziębienie, wzmacnia odporność i w ogóle daje jakieś supermoce, no bo jest naturalny. Miód zawiera witaminy, minerały i przeciwutleniacze, stąd łatwo jest pomyśleć, że miód ma korzyści zdrowotne w porównaniu z cukrem. Natomiast miód to też zwykły cukier, tylko że o innej strukturze

 

Jasne, można doszukiwać się w nim składników odżywczych. Tylko że minerały i witaminy zawarte w miodzie to mniej niż 1% jego objętości. Wystarczy zjeść tylko 3 kg miodu, żeby pokryć zapotrzebowanie na żelazo. Jeśli chodzi o pozostałe składniki mineralne, to miód musielibyśmy liczyć w taczkach, a nie łyżkach. Za to ponad 80% miodu to cukier. 3 łyżki stołowe to wystarczająca ilość, by przekroczyć limit cukrów dodanych w diecie [9,10].

 

Składniki miodu

 

A co z jego działaniem prozdrowotnym? W końcu jest stosowany w medycynie od tysięcy lat. Sprawa jest niestety złożona. Miód ma udowodnione działanie antynowotworowe [15-18], przeciwzapalne i przeciwutleniające [14-17], pobudzające wytwarzanie przeciwciał [15-18], zmniejsza objawy astmy [17], a nawet moduluje poziom estrogenu [15]. To wystarcza do zrobienia chwytliwych nagłówków, ale niestety nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości.

 

Badania, gdzie wykazano prozdrowotne działanie miodu:
  • Są na komórkach lub zwierzętach
  • Jeśli są na ludziach, to na małej grupie (np. 10 osób)
  • Nie mają grupy kontrolnej i zaślepionej próby tzn. badani wiedzą, że jedzą miód
  • W dużej mierze pochodzą z krajów arabskich, gdzie miód jest stosowany w tradycyjnej medycynie od tysięcy lat
  • Testują wyizolowany składnik miodu (np. polifenole) i przekładają to na cały produkt
  • Dotyczą mieszanki składników (np. miód z aloesem), co nie daje jasnych wniosków
  • Wykorzystują bardzo duże dawki np. 80g miodu dziennie

 

I choć chciałbym napisać, że miód może nie jest idealny, ale zawsze to lepsze niż cukier, to zwyczajnie nie mogę. Jeśli pominiemy aspekt kalorii, to miód nie zaszkodzi, a może pomóc – to prawda. Ale w mojej opinii nie ma wystarczająco dobrych argumentów, by zalecić komuś spożycie miodu w celach zdrowotnych. 

 

Słodkie syropy

 

Syrop klonowy, ryżowy, z agawy, kukurydziany, melasa. To wszystko cukier w sosie z cukru pod różnymi ładnie brzmiącymi nazwami. Choć istnieją ograniczone dowody na to, że może to być nieco lepszy wybór[11]. Mimo że zbadano to tylko na szczurach, otwiera to małą furtkę do dyskusji. Podawanie szczurom wymienionych syropów (może poza kukurydzianym) zmniejszyło ryzyko insulinooporności, w porównaniu do czystej sacharozy [11]. Trawią się one wolniej i zmniejszają wchłanianie glukozy. Wykazano, że syrop klonowy moduluje wchłanianie glukozy częściowo ze względu na zawartość polifenoli [11].

 

Jednak nie jest to działanie prozdrowotne, tylko nieco mniej szkodliwe niż cukru. Najbardziej dalej opłaca się zwyczajnie nie słodzić niczym. Stosowanie wspomnianych syropów również może prowadzić do wzrostu spożycia kalorii. Melasa, syrop klonowy, ryżowy i z agawy to lepszy wybór niż cukier, ale zdecydowanie nie nazwę go zdrowym.

 

Owoce (tak po prostu)

 

Owoce są wciąż czasem uważane za produkt niezdrowy, szczególnie te jedzone po 18. W rzeczywistości większość z nas nie spełnia podstawowych norm spożycia owoców. Statystyczny Polak zjada 150 g owoców dziennie (dwa kiwi albo duży banan), podczas gdy zalecanym minimum jest 200 g. Zapominając o podstawach piramidy (a właściwie już talerza) zdrowego żywienia, skupiamy się na jakichś absolutnie mało znaczących rzeczach, które mogą mieć wpływ, ale bardzo niewielki. Martwimy się o godziny posiłków, „chemię” w hodowli roślin, rozkład makroskładników czy łączenie ogórka z pomidorem, a spożycie owoców, strączków, orzechów czy pełnoziarnistych zbóż szura po dnie.

 

Podejmuje się temat, że owoce tuczą ze względu na zawartość fruktozy, czy ogólnie różnych cukrów. Jednak pamiętajmy, że jak miód to nie tylko polifenole, kawa to nie tylko kofeina, tak owoce to nie tylko cukier. Owoce, ze względu na bogactwo składników mineralnych, powinny być wybierane jako przekąski w pierwszej kolejności. Zmniejszają ryzyko cukrzycy, otyłości, chorób serca, skóry i mógłbym tak długo wyliczać. A przy tym są słodkie i dobrze smakują.

 

Nieco niżej postawimy soki (takie „jednodniowe” lub świeże) i suszone owoce. Co prawda zachowują one większość prozdrowotnych składników, ale jest to skoncentrowane źródło energii, i choć sporadycznie szklanka soku czy garść suszonych bananów nie będzie problemem, to nie robiłbym z tego codziennego nawyku.

 

Podsumowanie

 

Oczywiście to tylko kilka alternatyw dla cukru. Można choćby wymienić jeszcze mannitol, sorbitol, neotam czy dziesiątki innych substancji. Jednak to nie jest tak ważne. Wszystkie słodziki dostępne w Polsce są bezpieczne i z powodzeniem zastępują cukier. Z kolei produkty bazujące na cukrze pod różnymi formami nie są szczególnie dobrym wyborem, a na pewno gorszym niż powszechnie dostępne substancje słodzące. Z drugiej strony pamiętajmy, że ciastko raz na jakiś czas nie zaszkodzi i nie musimy odmawiać sobie każdej przyjemności. A w przypadku chęci na słodycze, być może warto sięgnąć po świeże owoce. 

[1] EFSA Panel on Food Additives and Nutrient Sources added to Food (ANS). Scientific Opinion on the re‐evaluation of aspartame (E 951) as a food additive. EFS2 11, (2013).
[2] Czech-Załubska K i wsp. Wymagania konsumentów, a stosowanie dodatków w produkcji żywności tradycyjnej i wzbogaconej Życie Weterynaryjne 2019 
[3] Rogers PJ, Hogenkamp PS, de Graaf C i wsp.: Does low-energy sweetener consumption affect energy intake and body weight? A systematic review, including meta-analyses, of the evidence from human and animal studies. Int J Obes (Lond).2016 Mar;40(3):381-94
[4] Pang, M. D., Goossens, G. H. & Blaak, E. E. The Impact of Artificial Sweeteners on Body Weight Control and Glucose Homeostasis. Front. Nutr. 7, 598340 (2021).
[5] Ruiz-Ojeda, F. J., Plaza-Díaz, J., Sáez-Lara, M. J. & Gil, A. Effects of Sweeteners on the Gut Microbiota: A Review of Experimental Studies and Clinical Trials. Adv Nutr 10, S31–S48 (2019).
[6] Miller, P. E. & Perez, V. Low-calorie sweeteners and body weight and composition: a meta-analysis of randomized controlled trials and prospective cohort studies. Am J Clin Nutr 100, 765–777 (2014).
[7] Rogers, P. J. et al. Does low-energy sweetener consumption affect energy intake and body weight? A systematic review, including meta-analyses, of the evidence from human and animal studies. Int J Obes (Lond) 40, 381–394 (2016).
[8] Magnuson, B. A., Carakostas, M. C., Moore, N. H., Poulos, S. P. & Renwick, A. G. Biological fate of low-calorie sweeteners. Nutr Rev 74, 670–689 (2016).
[9] WHO (2015). Sugars intake for adults and children – Guidelines. Geneva, Switzerland: WHO.
[10] Jarosz M. Normy żywienia dla populacji polskiej: nowelizacja. Warszawa: Instytut Żywności i Żywienia; 2017
[11] Valle, M., St-Pierre, P., Pilon, G. & Marette, A. Differential Effects of Chronic Ingestion of Refined Sugars versus Natural Sweeteners on Insulin Resistance and Hepatic Steatosis in a Rat Model of Diet-Induced Obesity. Nutrients12, E2292 (2020).
[12] Gupta, M. Sugar Substitutes: Mechanism, Availability, Current Use and Safety Concerns-An Update. Open Access Maced J Med Sci 6, 1888–1894 (2018).
[13] Czech-Załubska K, Domachowska K, Anusz K Wymagania konsumentów, a stosowanie dodatków w produkcji żywności tradycyjnej i wzbogaconej Życie Weterynaryjne 2019
[14] Khalil, I. et al. Physicochemical and antioxidant properties of Algerian honey. Molecules 17, 11199–11215 (2012).
[15] Ahmed, S. & Othman, N. H. Honey as a potential natural anticancer agent: a review of its mechanisms. Evid Based Complement Alternat Med 2013, 829070 (2013).
[16] Ahmed, S. et al. Honey as a Potential Natural Antioxidant Medicine: An Insight into Its Molecular Mechanisms of Action. Oxid Med Cell Longev 2018, 8367846 (2018).
[17] Samarghandian, S., Farkhondeh, T. & Samini, F. Honey and Health: A Review of Recent Clinical Research. Pharmacognosy Res 9, 121–127 (2017).
[18] Attia, W. Y., Gabry, M. S., El-Shaikh, K. A. & Othman, G. A. The anti-tumor effect of bee honey in Ehrlich ascite tumor model of mice is coincided with stimulation of the immune cells. Egypt J Immunol 15, 169–183 (2008).
[19] The Human Metabolome Database: D-Xylitol

Food photo created by azerbaijan_stockers – www.freepik.com

 

26/12/2021

Czerwone wino nie ochroni nas przed chorobami serca

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 6 min.

Bardzo często w dyskusjach na temat szkodliwości alkoholu pada argument, jakoby działał on ochronnie na serce. Szczególny efekt kardioprotekcyjny, a więc ograniczający uszkodzenia serca, miałoby wykazywać czerwone wino i zawarte w nim składniki. W poprzednim artykule omówiłem wpływ alkoholu na cały organizm. Zostawiam link poniżej, przeczytanie go pozwoli lepiej zrozumieć omawiany wpływ wina. Tutaj jednak skupimy się na układzie sercowo-naczyniowym. Czy faktycznie lampka wina do obiadu okaże się prozdrowotnym wyborem?


Czy istnieje bezpieczna ilość alkoholu?


Lampka czerwonego wina chroni serce

 

W krajach rozwiniętych nie umieramy już na choroby zakaźne, a coraz groźniejsze stają się choroby cywilizacyjne. Należą do nich głównie choroby serca czy nowotwory. Stąd też czerwone wino i jego ochronny wpływ na serce z każdym rokiem cieszy się coraz większym zainteresowaniem.

 

Chociaż naukowcy uznają spożywanie alkoholu za wiodący czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci i niepełnosprawności, niektóre dowody sugerują, że jego niskie spożycie może mieć działanie ochronne. Szczególnie w takich stanach jak choroba niedokrwienna serca i cukrzyca. 150-300 ml czerwonego wina dziennie pomaga wręcz zapobiegać niektórym chorobom przewlekłym, takim jak depresja czy zespół metaboliczny [1]. Korzystną rolę akurat czerwonego wina przypisuje się jego związkom fitochemicznym, co potwierdzają badania kliniczne, w których działanie czerwonego wina porównywano z winem białym czy innymi napojami alkoholowymi.

 

Na przykład w pewnym włoskim badaniu wykazano, że picie <500 ml czerwonego wina dziennie (umówmy się, to już sporo) skutkowało niższym ryzykiem incydentów sercowo-naczyniowych podczas 3,5 roku obserwacji, w porównaniu do osób niepijących wcale. Co więcej, jeśli w obu grupach już wystąpił zawał mięśnia sercowego, to osoby pijące wino miały większa szansę na przeżycie [2].

 

Czerwone wino podnosi ciśnienie

 

Wiemy już, że wino może mieć zastosowanie przy chorobach serca, takich jak zawał, ale również miażdżyca i choroba wieńcowa. Co jednak z nadciśnieniem, na które choruje, uwaga, co trzecia dorosła osoba (1,4 mld osób) [3]. W tym przypadku wpływ alkoholu na ryzyko nadciśnienia również na wykresie przyjmuje kształt litery „J”. Osoby mieszczące się limicie spożycia, przypomnę 2 dawki dla kobiet i 4 dla mężczyzn, mają takie samo lub trochę niższe ryzyko nadciśnienia, w porównaniu do pełnych abstynentów. Jednak zwiększając dawki nasze „J” zaczyna się piąć w górę.

 

Alkohol jednak sam w sobie jest czynnikiem ryzyka, takim samym jak wysokie spożycie sodu. Osoby młode, zdrowe i uprawiające aktywność fizyczną nie powinny przejmować się kieliszkiem wina raz na jakiś czas. Jednak takie ograniczenie powinno być zalecane u osób już chorujących na serce i nadużywających alkoholu. Jest to niezbędny element profilaktyki i leczenia nadciśnienia [1,3].

 

Wpływ spożycia czerwonego wina na zespół metaboliczny

 

Zespół metaboliczny nie jest chorobą, to umowny zbiór schorzeń, które występują często jednocześnie i mają wspólną przyczynę. Należą do nich:
  • otyłość
  • wspomniane nadciśnienie
  • zaburzenia lipidogramu (cholesterolu, triglicerydów)
  • problemy z gospodarką cukrem, więc insulinooporność lub cukrzyca typu 2
Wino mogłoby mieć pozytywny (choć jeśli już, to mało znaczący) wpływ na nadciśnienie, są również dowody na korzystne działanie podczas cukrzycy. Jak wpływa więc na nasz cholesterol? Niewielkie ilości czerwonego wina znacząco podnoszą poziom cholesterolu HDL – nazywanego tym „dobrym”. U pacjentów pijących do 2 porcji wina dziennie poprawił się również stosunek cholesterolu HDL/LDL [1].

 

Jednak to miecz obosieczny (kto by się spodziewał). Nasz organizm nie potrafi trawić alkoholu. Po wypiciu jest rozkładany i przebudowywany w wątrobie na trójglicerydy i cholesterol. W małych dawkach organizm sobie z tym radzi, jednak intensywne picie alkoholu podnosi ich poziom we krwi [1]. Jeśli trójglicerydy staną się zbyt wysokie, mogą gromadzić się w wątrobie, powodując stłuszczenie wątroby. Wątroba nie działa tak dobrze, jak powinna, i nie może usuwać w pełni cholesterolu z krwi, więc jego poziom wzrasta. Nakładające się efekty mogą sprawić, że zmiana samego stylu życia już nie wystarczy do poprawy profilu lipidowego i niezbędne będą leki.

 

Ale resweratrol!

 

Uważam, że zasługuje on na osobny artykuł. Jest to bowiem występujący w roślinach polifenol, który ma udowodnione działanie prozdrowotne. Resweratrol został wyizolowany z kilku roślin i ich przetworów, takich jak winogrona, wina, jabłka, maliny, jagody, pistacje, śliwki czy orzeszki ziemne.

 

Badania eksperymentalne przypisują temu związkowi kilka efektów prozdrowotnych, w tym działanie ochronne przed chorobami serca czy nowotworami. Ponadto postulowano, że resweratrol ogranicza rozprzestrzenianie się komórek rakowych, chroni komórki nerwowe przed uszkodzeniem, pomaga zapobiegać cukrzycy i działa jako środek ograniczający starzenie, który łagodzi problemy związane z wiekiem [4]. To naprawdę świetna wiadomość dla… szczurów. Bowiem większość z tych wyników uzyskano na zwierzętach laboratoryjnych, nie wiemy nawet jak resweratrol się wchłania u ludzi. 

 

Jeśli jednak założymy, że jesteśmy wystarczająco podobni do naszych ogoniastych przyjaciół, to problem jest inny. By dostarczyć odpowiednią ilość resweratrolu, musielibyśmy wypić, bagatela, 1000 l czerwonego wina. Dziennie. [4] To już chyba lepiej zjeść kiść winogron, wtedy wystarczy tylko 800 kg [4]. Na rynku są jednak suplementy oferujące duże, skoncentrowane dawki resweratrolu. Producenci obiecują gruszki na wierzbie, jednak nie informują, że nie ustalono bezpiecznej dawki ani skutków ubocznych dla tego typu substancji i jej stosowanie jest nieodpowiedzialne.

 

W przyszłości być może resweratrol będzie nieodłącznym elementem leczenia chorób serca, ale o jego źródle w postaci wina możemy zapomnieć. Z enigmatycznych składników wina są jeszcze katechiny i kwercetyna. Jak można się domyślić, też nie mają żadnego znaczenia dla zdrowia ludzi [5].

 

Niebieskie strefy i dieta śródziemnomorska

 

Na świecie wyróżniamy 5 niebieskich stref, z czego aż 2 są w Europie. Są to miejsca, gdzie ludzie żyją zadziwiająco długo i występuje tam proporcjonalnie duży odsetek stulatków. Oba europejskie regiony (włoska Sardynia i grecka Ikaria) leżą w basenie morza śródziemnego, stąd też szybko zaczęto szukać wspólnego mianownika. Jednym z nich okazała się dieta śródziemnomorska. No właśnie nie.

 

Dieta śródziemnomorska jest rokrocznie wybierana najlepszym stylem żywienia w kontekście zdrowia i długowieczności. Jest oparta na nieprzetworzonych warzywach i owocach, z dodatkiem olejów roślinnych i rybich oraz niewielkiej ilości nabiału, za to z minimalnym udziałem mięsa. No i oczywiście uwzględnia regularne spożywanie czerwonego wina. Choć warto podkreślić, że w zakładanych bezpiecznych ilościach 1-2 lampek wina.

 

Tylko że dieta śródziemnomorska to nie jest synonim diety mieszkańców byłego Imperium Rzymskiego. W północnych i środkowych Włoszech smalec i masło są powszechnie używane do gotowania, zarówno w Afryce Północnej, jak i na Bliskim Wschodzie, tłuszcz owczy i masło wytopione są tradycyjnymi podstawowymi tłuszczami. To zdecydowanie nie brzmi jak dieta śródziemnomorska.

 

Co do samych stref i diety ich mieszkańców, to nie dysponujemy rzetelnymi badaniami w tym kierunku. Niebieskie strefy łączy tyle samo, co dzieli. Od samej diety, przez używki, środowisko, ruch, rodzinę, religię i społeczności. Wszystko opiera się raczej na ostrożnych spekulacjach rozdmuchanych przez media [6]. Z resztą zobaczcie sami poniżej.

 

Niebieskie strefy

 

Mimo że umiarkowane picie wina jest cechą charakterystyczną zarówno diety śródziemnomorskiej, jak i diety mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, to zbyt mało by postawić tezę, że picie wina wydłuża nasze życie [7]. Włosi chętnie sięgają po szklankę wina do obiadu, ale na drugim końcu świata jest inna niebieska strefa. Na zachodnim wybrzeżu USA, dłużej o dekadę od przeciętnego Amerykanina, żyją Adwentyści Dnia Siódmego. Oni na przykład nie dopuszczają ani alkoholu, ani produktów zwierzęcych. Nie możemy więc oceniać sekretu długowieczności na podstawie jednego składnika diety – w tym przypadku wina. 

 

Alkohol wciąż jest niebezpieczną używką

 

Wszystkie powyższe efekty zostały jednak zniwelowane, gdy wzięto pod uwagę ogólne zagrożenia dla zdrowia – szczególnie ze względu na silny związek między spożywaniem alkoholu a ryzykiem raka, urazów i chorób zakaźnych [8]. Tzn. osoba okazjonalnie racząc się lampką wina faktycznie może (nie musi) zmniejszyć ryzyko choroby serca, ale jednocześnie naraża się na masę innych niekorzystnych efektów. Finalnie skraca to czas życia w zdrowiu i pełnej sprawności.

 

Dodatkowo jeśli dzielnie trzymasz się wyznaczonych dawek, ale raz na miesiąc pozwalasz sobie zaszaleć, to nie mam dobrych wieści. Wystarczy  jednorazowa konsumpcja 60 gramów czystego alkoholu, przynajmniej raz w miesiącu, by wyeliminować jakikolwiek ochronny wpływ spożycia alkoholu. Kardioprotekcyjne działanie umiarkowanego spożycia alkoholu znika, gdy picie od lekkiego do umiarkowanego miesza się z nieregularnym piciem dużej ilości alkoholu [9]. A problem upijania się przynajmniej raz w miesiącu dotyczy co dziesiątej kobiety i co trzeciego mężczyzny w Polsce. Dla porównania w krajach śródziemnomorskich, gdzie panuje nieco inna kultura picia, obie płcie nie przekraczają 10% [10].

 

Zwraca się też uwagę na to, że badania, w których wino wywołuje pozytywny efekt, nie wykazują związku przyczyna-skutek, na przykład podając komuś wino i obserwując efekty. One po prostu analizują daną populację i szukają wspólnych mianowników z innymi regionami. Wysokie spożycie wina i zdrowe serce może występować w miejscach, gdzie jest jeszcze jakiś czynnik C, na przykład klimat lub inne rośliny mające podobne wymagania co winogrona.

 

Co więcej, badania mogą być źle zaprojektowane. Przede wszystkim alkohol ograniczają ludzie starsi i chorzy, również tacy, którzy zaczynają brać leki, co wymusza na nich abstynencję. Być może to nie alkohol zmniejsza ryzyko chorób serca, a zły stan zdrowia skutkuje abstynencją. Dlatego też tego typu wyniki powinny być oczywiście brane pod uwagę, ale interpretowane ostrożnie [11,12].

 

Podsumowanie

 

Bardzo chciałbym jednoznacznie napisać, czy alkohol wzmocni nasze serce. Jednak ciało i układ krążenia są szalenie skomplikowane, a wpływ alkoholu różni się w zależności od choroby czy schorzenia. Faktycznie <2 szklanek dziennie w jakimś stopniu może zmniejszyć ryzyko zawału i niewydolności serca, jednak z drugiej strony już jedno piwo dziennie zauważalnie większa prawdopodobieństwo migotania przedsionków [13], a wpływ większej ilości alkoholu na nadciśnienie jest jednoznacznie negatywny [14]. Wino i alkohol z całą pewnością nie powinny być zalecane jako forma leczenia. Jednak nie widzę powodu, żeby odmawiać sobie 1-2 lampki wina od czasu do czasu. W tym braku wniosków nasuwa się jeden wniosek – wszystkie artykuły zachwalające alkohol w kontekście zdrowia serca zwyczajnie wprowadzają w błąd.

[1] Pavlidou, E. et al. Wine: An Aspiring Agent in Promoting Longevity and Preventing Chronic Diseases. Diseases 6, 73 (2018).

[2] Levantesi, G. et al. Wine consumption and risk of cardiovascular events after myocardial infarction: Results from the GISSI-Prevenzione trial. International Journal of Cardiology 163, 282–287 (2013).

[3] Mills, K. T., Stefanescu, A. & He, J. The global epidemiology of hypertension. Nat Rev Nephrol 16, 223–237 (2020).

[4] Weiskirchen, S. & Weiskirchen, R. Resveratrol: How Much Wine Do You Have to Drink to Stay Healthy? Adv Nutr 7, 706–718 (2016).

[5] Gross P (March 1, 2009), New Roles for Polyphenols. A 3-Part report on Current Regulations & the State of Science, Nutraceuticals World

[6] https://sciencebasedmedicine.org/blue-zones-diet-speculation-based-on-misinformation

[7] Buettner, D. & Skemp, S. Blue Zones: Lessons From the World’s Longest Lived. American Journal of Lifestyle Medicine 10, 318–321 (2016).

[8] GBD 2016 Alcohol Collaborators. Alcohol use and burden for 195 countries and territories, 1990-2016: a systematic analysis for the Global Burden of Disease Study 2016. Lancet 392, 1015–1035 (2018).

[9] Roerecke, M. & Rehm, J. Irregular Heavy Drinking Occasions and Risk of Ischemic Heart Disease: A Systematic Review and Meta-Analysis. American Journal of Epidemiology 171, 633–644 (2010).

[10] https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Alcohol_consumption_statistics

[11] Fillmore, K. M., Stockwell, T., Chikritzhs, T., Bostrom, A. & Kerr, W. Moderate alcohol use and reduced mortality risk: systematic error in prospective studies and new hypotheses. Ann Epidemiol 17, S16-23 (2007).

[12] Naimi, T. S. et al. Cardiovascular risk factors and confounders among nondrinking and moderate-drinking U.S. adults. American Journal of Preventive Medicine 28, 369–373 (2005).

[13] Toma, A., Paré, G. & Leong, D. P. Alcohol and Cardiovascular Disease: How Much is Too Much? Curr Atheroscler Rep 19, 13 (2017).

[14] Rehm, J. The risks associated with alcohol use and alcoholism. Alcohol Res Health 34, 135–143 (2011).

Mockup photo created by freepik – www.freepik.com

24/12/2021

6 wskazówek, jak nie marnować żywności w święta

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 6 min.

Święta to czas, który spędzamy w rodzinnym gronie przy bogato zastawionym stole. Każdy szanujący się gospodarz i szanująca się gospodyni wie, że lepiej zrobić za dużo jedzenia, niż żeby miało go zabraknąć. Jednak czy w dobie wciąż istniejącego głodu na świecie, postępującej degradacji środowiska i zmian klimatu to odpowiedzialne zachowanie? Z pewnością nie, ale możemy pogodzić pełne żołądki gości i odpowiedzialne święta, przynajmniej w pewnym stopniu. Oto kilka sposobów jak można to zrobić.

 

Paradoks żywności

 

Według raportu ONZ, możemy marnować nawet do 1,3 mld ton żywności rocznie [1]. Żeby zadziałać na wyobraźnię: 1.300.000.000.000 kilogramów. Kiepsko sobie radzimy z takimi wielkimi liczbami, więc dla przykładu to ⅓ produkowanej, jadalnej żywności. Co trzeci obiad ląduje w śmietniku. Nie mamy zbyt dużego wpływu na politykę wielkich koncernów, ale ponad połowę strat odnotowuje się w naszych domach. Oczywiście duża część z tego nie nadaje się do spożycia, bo jest zepsuta, ale to nie znaczy, że temu zepsuciu nie można było zapobiec. 

 

W Polsce też nie mamy zbytnich powodów do dumy, jesteśmy w czołówce, ale w marnowaniu jedzenia. Zresztą zerknij na obrazek poniżej.

 

Marnowanie żywności w kg na osobę

 

Gdzie w tym paradoks? Marnujemy tyle żywności, podczas gdy nawet 800 milionów ludzi cierpi na jej ciągły niedobór [2]. To kolejny dobry powód, żeby pochylić się nad tą refleksją w te święta. Tylko czy to ma jakiś związek?

 

Tak, masz wpływ na zwalczanie głodu

 

Wyrzucone przez nas jedzenie nie teleportuje się w magiczny sposób do osób najbardziej potrzebujących, jednak nie oznacza to, że nie ma to ze sobą związku. W rzeczywistości nasze wybory żywieniowe mają istotny wpływ na życie ludzi z innych części globu. 

 

Związek ten nazywa się lokalizacja upraw importowanych do naszych sklepów. Polska akurat może cieszyć się szerokim wachlarzem lokalnych produktów rolnych, ale są też takie, które musimy sprowadzać, często z egzotycznych miejsc. Ameryka Środkowa, Karaiby, Bliski Wschód, Indie czy Azja południowo-wschodnia to miejsca, w których problem głodu jest wciąż powszechny, mimo że same są eksporterami jedzenia. Jego produkcja pochłania ogromne połacie terenu (często zajmowanego przez lasy), wymaga wody, a w przypadku hodowli zwierząt – również samego jedzenia do ich wykarmienia. Azot z nawozów jest odprowadzany do wód, co skutkuje pogorszeniem ich jakości i zubożeniem miejscowej fauny. To z kolei skutkuje zaburzeniem łańcucha pokarmowego i w konsekwencji deficytem żywności [3]. 

 

Podziel się jedzeniem!

 

Wciąż w wielu miejscach w Polsce trudno dostępna, ale jadłodzielnia to najlepszy sposób na drugie życie żywności. Jest to lodówka lub zwykła szafka, do której możemy włożyć niepotrzebne jedzenie, ale również zabrać stamtąd co tylko chcemy.  Być może zabrakło Ci warzyw i wykorzystasz je od razu po powrocie do domu? Sprawdź czy w drodze do sklepu nie będzie jakiegoś punktu jadłodzielni. A jeśli nie jesteś fanem jakiejś potrawy, a wszyscy twoi goście już wyjechali, to koniecznie podziel się zapasami. 

 

Jeśli w twojej okolicy nie ma jadłodzielni, to poszukaj na facebooku grup foodsharingowych. Ludzie w takich miejscach ogłaszają, gdy mają coś do oddania lub czegoś potrzebują. Szkoda tych ładnych jajek, może ktoś będzie piekł akurat ciasto? 

 

Często ich nie widać, ale codziennie się mijamy z osobami, które muszą wybierać między jedzeniem a np. cieplejszą kurtką. W prosty sposób można im przekazać jedzenie. Szczególnie zimą widoczne są inicjatywy rozdawania na ulicach na przykład ciepłej zupy. Co stoi na przeszkodzie, żeby do tej zupy przynieść pozostałe w lodówce pierogi? 

 

Jednak nie muszą to być osoby biedne czy bezdomne. Może obok ciebie mieszka starsza, samotna pani, albo wiecznie zapracowany mężczyzna w pojedynkę wychowujący dzieci. Można zaprosić ich na kawę, poczęstować serniczkiem, a na koniec spakować do domu trochę sałatki jarzynowej. Jeśli nie znasz takich osób, to spakuj ją do pracy, z pewnością ktoś chętnie zje razem z Tobą. Jedzenie łączy ludzi, same profity!

 

Konserwuj żywność

 

Prawdopodobnie większość osób uważa świeże warzywa i owoce za zdrowsze, a mrożenie za proces wręcz niszczący składniki odżywcze. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, mrożone warzywa, ze względu na brak światła słonecznego i niską temperaturę, potrafią zachować o wiele więcej wartości odżywczych, które niestety źle znoszą transport i magazynowanie. Na przykład świeży szpinak i fasolka szparagowa mogą stracić prawie całą witaminę C już w 4 dni [4]. Z kolei brokuł i zielony groszek po roku leżakowania w zamrażarce tracą jej raptem 10% [4]. 

 

Ponadto produkty na mrożonki zbiera się w momencie pełnej dojrzałości. Owoce sprzedawane jako świeże zrywa się nieco wcześniej, by mogłby jeszcze dojrzeć podczas transportu – skutkuje to tym, że nie osiągnęły one maksymalnej zawartości prozdrowotnych składników. Dlatego, nieco paradoksalnie, mrożony produkt miał okazję pobrać więcej składników z gleby i będzie miał więcej choćby witamin.

 

Mało plusów? Do mrożonek daje się wszystkie sztuki z danego produktu spożywczego, jak leci. Jeśli te same marchewki leżałyby na sklepowym regale, to zostałby starannie wyselekcjonowane, najpierw przez dostawców, potem przez sprzedawców, a na samym końcu przez klientów. A brzydka czy nie, to wciąż ta sama marchewka i te same wartości.

 

Także nie bój się kupować gotowych, mrożonych mieszanek – dla portfela i zdrowia to będzie tylko na plus. Niską temperaturą potraktuj też (prawie) wszystko, co zostało po świątecznym obiedzie, od pierogów, przez barszcz, po krokiety (pssst, chleb też można mrozić). Jeśli jednak nie widzi Ci się mrożenie, to możesz też zapasteryzować w słoiku choćby barszcz.

 

Puszki starczą na dłużej

 

Konserwy to bezwartościowa papka pełna metali ciężkich… prawda? A nieprawda. Podobnie jak w przypadku mrożenia, żywność w puszkach zachowuje tyle samo lub nawet więcej składników mineralnych i witamin, co ta świeża.

 

Nie trzeba też obawiać się potencjalnych zanieczyszczeń, gdyż puszki są pasteryzowane. Wiąże się to z wyższą temperaturą, a więc i stratami witamin, ale naprawdę nie większymi, niż podczas codziennego gotowania. A mityczne BPA w puszkach? Nie masz czym się przejmować, nasz organizm nie gromadzi Bisfenolu A, niezależnie od tego, jak upiornie by on nie brzmiał [5].

 

Tak zapakowane jedzenie nadaje się do spożycia nawet po kilku latach, więc jeśli nie wiesz ile groszku będziesz potrzebować, to kup go właśnie w puszce. Jeśli zostanie Ci jakaś, to spokojnie wyczeka i do kolejnych świąt.

 

Zaplanuj posiłki

 

Brzmi banalnie? Połowa żywności, która ląduje w koszu, wynika ze zbyt dużych zakupów i przekroczenia terminu przydatności do spożycia. Najczęściej wyrzucamy pieczywo, owoce, warzywa i jogurty – a przecież tak łatwo je wykorzystać [1]. O resztkach opowiem w kolejnym punkcie.

 

Najpierw warto się zastanowić ilu będzie gości i co lubią jeść. Może ktoś przyniesie coś swojego? Po oszacowaniu wielkości i ilości porcji, można zabrać się za tworzenie listy zakupów. To pozwoli nam zaopatrzyć się wyłącznie w niezbędne produkty. Dobrym pomysłem będzie również zwrócenie uwagi na to, co ląduje najcześciej w koszu. Jeśli z reguły nie pijesz alkoholu, to nie rób wielkich zapasów dla gości. A najlepiej w ogóle go nie kupuj, bo nie warto. Więcej napisałem w tym artykule – Czy istnieje bezpieczna ilość alkoholu? 

 

Na początek warto zaopatrzyć się w produkty z długim terminem przydatności. Czyli wszystkie mrożonki, kasze, makarony, suche strączki i konserwy. Takie rzeczy się nie zepsują i będą mogły być wykorzystane póżniej. Z taką bazą wystarczy, że będziemy kupować tylko kilka sezonowych i niezbędnych produktów, takich jak, no nie wiem, 10 kilogramów mandarynek.

 

A, i ten… nie chodźmy na zakupy głodni 🙂 

 

Przechowuj w odpowiedni sposób

 

Choć nie uczą tego w szkole (a może właśnie dlatego), umiejętność przechowywania żywności jest niezwykle przydatna. Przede wszystkim zgodnie z zasadą FIFO (first in-first out) nowe produkty schowaj głębiej w lodówce, a te ze zbliżającym się terminem przydatności wysuń do przodu.

 

Nie przejmuj się też, jeśli coś przekroczy termin ważności. Termin “najlepiej spożyć przed” jedynie sugeruje, do kiedy najlepiej byłoby spożyć produkt, by był on najlepszej jakości. Jednak po tej dacie nie psuje się on z dnia na dzień. Dopiero określenie “należy spożyć do” mówi nam, że w okolicach tego dnia produkt prawdopodobnie nie będzie już zdatny do spożycia.

 

Również ułożenie produktów w lodówce nie jest bez znaczenia. Jedzenie podziel na grupy i ułóż na różnych półkach. Na dole lodówki, w specjalnie przeznaczonych do tego szufladach, powinny znaleźć się warzywa i owoce, gdyż to miejsce ma największą wilgotność. Na dolnych półkach jest najzimniej, więc powinny trafić tam produkty, które szybko się psują. Mowa o mięsie, ale również domowych obiadach czy pastach do pieczywa. Górna półka to miejsce na nabiał (również ten roślinny). To optymalne warunki dla pożytecznych bakterii znajdujących się w tego typu produktach. Drzwi lodówki narażone są na fale ciepła poprzez regularne otwieranie i zamykanie. Wszystkie przetwory, soki i sosy poradzą sobie w tej sytuacji świetnie. 

 

Suche produkty z kolei warto wkładać do szczelnie zamkniętych słoików, zamiast trzymać miesiącami w oryginalnych opakowaniach. Zmniejsza to ryzyko rozprzestrzeniania się moli spożywczych. Jeśli żywność nie będzie odpowiednio zabezpieczona, a te małe stworki upodobają sobie twoją spiżarkę, to zostaje Ci tylko podłożyć ogień i wyjechać w Bieszczady. 

 

Wykorzystaj resztki

 

Resztki kojarzą się raczej w sposób negatywny i mało higieniczny, ale mowa tu chociażby o zwiędniętej pietruszce, z której można zrobić świetne pesto (ba! Jeszcze je będzie można potem zamrozić). Ten suchy chleb wygląda jakby się do niczego nie nadawał? Zrób z niego małe grzanki i podaj z barszczem. Jeśli chcesz zaszaleć, to na sylwestra zrób włoską panzanellę. Twardą bułkę można zetrzeć na tarce, przyda się na krokiety. Pomarszczone mandarynki przerób na sok lub dżem. Pozostałe buraki wymieszaj z otwartą już puszką groszku i przerób na kotlety, a jak zostały Ci jakieś ziemniaki z sałatki, to tylko upiec chipsy.

 

Więcej inspiracji szukaj pod hashtagiem #MondayRecipe. 

[1] Gustavson, Jenny; Cederberg, Christel; Sonesson, Ulf; van Otterdijk, Robert; Meybeck, Alexandre (2011). Global Food Losses and Food Waste (PDF). FAO.

[2] Peng, W. & Berry, E. M. Global nutrition 1990-2015: A shrinking hungry, and expanding fat world. PLoS One 13, e0194821 (2018).

Nature photo created by freepik – www.freepik.com

08/11/2021

Dieta na trądzik – co warto jeść, a czego unikać?

Autor: Marcin Wójciak
Czas czytania: 9 min.

Trądzik pospolity to jedna z najcześciej wystepujących chorób skóry na świecie. Jednak gdy martwimy się o cerę i jej niedoskonałości, to w pierwszej kolejności pomyślimy pewnie o kremach i maściach. Dieta jednak ma tutaj niebagatelne znaczenie. Poprawiając swoje nawyki żywieniowe możemy zauważalnie zmienić kondycję skóry. Brzmi tak prosto, że to nie może się udać? To zapraszam do lektury.

 

Czym jest trądzik pospolity (Acne vulgaris)

 

Trądzik pospolity najczęściej pojawia się w okresie dojrzewania. Jego powstawanie jest dosyć złożone, bo odpowiada za to wiele czynników. Jest to jedna z najczęściej występujących chorób skóry na świecieTrądzik wciąż plasuje się w pierwszej trójce najbardziej rozpowszechnionych chorób skóry w takich krajach jak Wielka Brytania, Francja i USA [1]. Zmiany trądzikowe występują u prawie wszystkich ludzi w pewnym okresie ich życia, szczególnie między 15 a 17 rokiem. To wtedy zaczyna się produkcja sebum (łoju skórnego) i pojawiają się pierwsze zaskórniki, które później mogą przekształcić się w zmiany zapalne. Trądzik początkowo bardziej dotyka dziewczynek, po 15 roku życia nieco częściej chłopców [7]. Trądzik jest jednak chorobą przewlekłą i może utrzymywać się w życiu dorosłym. Jeśli jesteś jedną z osób, u której zmiany skórne utrzymują się, to odpowiednia dieta zdecydowanie może Ci pomóc. 

 

Wyróżniamy cztery główne czynniki powstawania trądziku pospolitego [1,8]
  • Przerost gruczołów łojowych i zwiększona produkcja sebum 
  • Rogowacenie (keratynizacja) przewodów włosowo-łojowych 
  • Kolonizacja przez bakterie Propionibacterium acnes
  • Powstawanie stanu zapalnego 

 

Ponadto do czynników przyczyniających się do powstawania trądziku należą również predyspozycje genetyczne, nieprawidłowości hormonalne (niski poziom estrogenów, a wysoki androgenów oraz insuliny – hormonu regulującego poziom cukru we krwi), zaburzenia immunologiczne, czynniki psychologiczne czy środowiskowe [1].

 

Czy dieta może mieć wpływ na trądzik?

 

Badania nad wpływem diety na trądzik pospolity wykazały, że występowanie trądziku jest mniejsze na obszarach wiejskich i nieuprzemysłowionych niż w populacjach zachodnich [3,9,42]. Wśród mieszkańców Papui-Nowej Gwinei oraz rdzennych mieszkańców Paragwaju trądzik właściwie nie występuje. Obie populacje utrzymują się na dietach o niskim ładunku glikemicznym, pozbawionych przetworzonej zachodniej żywności, takiej jak płatki zbożowe, frytki, ciastka i chleb. Spożycie produktów mlecznych, kawy, alkoholu, zbóż, cukru, olejów i soli jest minimalne [9]. Naukowcy zasugerowali, że dieta o niskim spożyciu tłuszczu i niskim ładunku glikemicznym może być przyczyną braku trądziku w obu populacjach. Nie bez znaczenia będzie też minimalna ilość soli. Sód wpływa na gospodarkę wodną, więc jego nadmiar może wywołać efekt na nawilżenie i rogowacenie naskórka. Dodatkowo wysokie spożycie soli działa prozapalnie, a to jeden ze wspomnianych wyżej czynników powstawania trądziku [39,40].

 

Jednak brak trądziku w tych populacjach może być uwarunkowany czynnikami genetycznymi i środowiskowymi. Czy to na pewno wpływ diety? Wydaje się to bardzo prawdopodobne, ponieważ problem trądziku nie występował również wśród kanadyjskich eskimosów, czy wiejskich mieszkańców Irlandii dopóki nie przyjęli oni zachodnich nawyków żywieniowych [3,20]. Idąc dalej można też wspomnieć o mieszkańcach Kenii, Zambii czy RPA [3]. Po wyjechaniu do Wielkiej Brytanii i USA zaobserwowano u nich znacznie więcej przypadków choroby. Uważam to za dosyć mocny argument, ponieważ podobnie wnioski płyną z całego świata.

 

Mleko

 

Choć mleko często jest kojarzone z nasileniem zmian trądzikowych, to ciężko tutaj o jednoznaczne wnioski. Jedną z hipotez jest zawartość hormonów wytwarzanych przez krowy w czasie ciąży. Nie jest tajemnicą, że trądzik nastolatków jest ściśle powiązany z aktywnością hormonalną [2,20]. Jednak nie wyjaśnia to wszystkiego. Wysoki poziom androgenów, które predysponują do trądziku, utrzymuje się w życiu dorosłym. 

 

Uważa się, że składnikiem najbardziej stymulującym produkcję sebum jest jednak insulinopodobny czynnik wzrostu 1 (IGF-1), którego stężenie we krwi podnosi się po spożyciu nabiału i zmienia się w zależności od stopnia zaawansowania trądziku [2,20]. Poziom IGF-1 wzrasta w okresie dojrzewania i przyjmuje największą wartość w wieku 15 lat dla dziewczynek i 18 lat dla chłopców [7]. IGF-1 stymuluje również syntezę androgenów przez jajniki i jądra. Zarówno IGF-1, jak i androgeny stymulują produkcję łoju, który jest jednym z czynników powstawania trądziku [4,20].

 

Jednak nie każde mleko musi mieć negatywy efekt. Wiele badań wykazało, że mleko odtłuszczone jest bardziej komedogenne (zatykające pory) niż mleko pełne [4-7,24]. Takie mleko zawiera też proporcjonalnie więcej białka serwatkowego, którego rola w powstawaniu trądziku również nie jest bez znaczenia. Odżywki białkowe typu whey (serwatkowe) mogą nasilać zmiany trądzikowe [21-23].

 

W jednym badaniu przeprowadzono ankietę na prawie 50 tysiącach kobiet. Autorzy stwierdzili, że trądzik był nasilany przez mleko i efekt wzrastał z każdą dodatkową porcją, szczególnie mleka odtłuszczonego. Mleko odtłuszczone, poza tym, że ma więcej wspomnianego białka, zawiera mniej estrogenu niż mleko pełne. Estrogen to hormon, który może zadziałać w tym przypadku ochronnie (odwrotnie do androgenów) [6]. Jako ciekawostkę dodam, że mniej niż połowa badanych kobiet spełniała w tamtym czasie normę na spożycie wapnia. Udawało się to tylko uczestniczkom, które spożywały przynajmniej 2 porcje nabiału dziennie. Negatywny wpływ mleka na trądzik nie jest powodem, by z niego całkowicie rezygnować.

 

Czekolada

 

Czekolada od dawna jest uważana za czynnik, który może przyczynić się do zaostrzenia trądziku, ale istnieje bardzo ograniczona ilość dowodów potwierdzających ten pogląd. Pierwsze wzmianki pochodzą już z 1969 roku, gdzie nie wykazano wpływu czekolady. Jednak zarzucono autorom błędne dobranie produktów. I tutaj pojawia się problem, bo jak zdefiniować czekoladę? Może ona mieć różną zawartość kakao, cukru, tłuszczu czy mleka. Dysponujemy badaniami, które potwierdzają negatywny wpływ kakao na trądzik, jednak to zbyt mało by móc przełożyć to na całą populację [25,26]. Bardziej niż w samym kakao, doszukiwano się wpływu cukru czy aminokwasów na insulinę. Czekolada mając wysoki ładunek glikemiczny wpływała dosyć istotnie na znany nam już IGF-1. Potwierdzać to może fakt, że tabliczki czekolady zawierające i niezawierające kakao miały podobny wpływ na sebum [5].

 

Na pytanie czy czekolada nasila zmiany trądzikowe odpowiem – nie wiemy. Tzn. tak, może nasilać, ale powodem nie jest czekolada sama w sobie, a bardziej to, że stoi na półce ze słodyczami. No właśnie, słodycze…

 

Indeks i ładunek glikemiczny

 

Uważa się, że indeks glikemiczny (IG) i ładunek glikemiczny (ŁG) mogą istotnie wpływać na rozwój trądziku. Dieta oparta na produktach o wysokim indeksie glikemicznym podwyższa poziom insuliny. Ta stymuluje wydzielanie androgenów i powoduje zwiększoną produkcję sebum, co odgrywa fundamentalną rolę w powstawaniu trądziku pospolitego [3,5,8]. Wysoki poziom insuliny zwiększa poziom IGF-1, z kolei poziom białek wiążących ten czynnik spada, co prowadzi do zachwiania równowagi [6,7].  Ponadto dieta pacjentów z trądzikiem charakteryzowała się istotnie wyższym IG niż dieta zdrowych pacjentów [9]. Wyjątkiem od stwierdzenia, że ​​dieta o wysokim IG może przyczyniać się do powstawania trądziku, są produkty mleczne. Mają stosunkowo niski IG, ale paradoksalnie zwiększają poziom IGF-1 w osoczu krwi [9]. 

 

Ale poza tym, że zachodnia dieta cechuje się wyższym indeksem glikemicznym i zwiększoną ilością cukrów prostych, to ma jeszcze kilka wad. Przede wszystkim niewielką zawartość błonnika i zaburzony stosunek kwasów tłuszczowych omega 3 i omega 6. 

 

Błonnik pokarmowy

 

Dieta o niskim indeksie glikemicznym nierozerwalnie wiąże się z dużą zawartością błonnika pokarmowego. Nie ma badań klinicznych, które jednoznacznie oceniają wpływ spożycia błonnika pokarmowego na przebieg trądziku pospolitego. Jednak osoby które spożywają sporo błonnika, mogą zauważyć poprawę stanu skóry. Wystarczy nawet włączenie do diety płatków śniadaniowych bogatych w błonnik [3]. Być może to dzięki temu, że błonnik spowalnia trawienie i wchłanianie cukru do krwiobiegu, a co za tym idzie wyrzut hormonów. Pozwala nam to lepiej kontrolować poziom cukru w organizmie. By zadbać o odpowiednie spożycie błonnika, powinniśmy przede wszystkim zamienić oczyszczoną mąkę, pieczywo czy kasze na ich pełnoziarniste odpowiedniki. Pamiętajmy również o dodatku warzyw, owoców czy pestek. 

 

Kwasy tłuszczowe omega-3

 

Zdrowa i zbilansowana dieta cechuje się odpowiednim spożyciem kwasów tłuszczowych omega-3. Ciężko przecenić ich wpływ, znalazły też zastosowanie w zdrowiu naszej skóry. Liczne badania wykazały skuteczność preparatów zawierających nienasycone kwasy tłuszczowe we wzmacnianiu odporności, przyspieszaniu gojenia się nawracających owrzodzeń aftowych i infekcji bakteryjnych oraz wspomaganiu leczenia łuszczycy [10]. 

 

Omega-3 mogą hamować produkcję czynników prozapalnych, czyli powstrzymywać powstawanie stanów zapalnych skóry. Ale to nie wszystko, kwasy omega-3 mają też zdolność obniżania IGF-1, co tylko wzmacnia ich korzystny wpływ. Wielonienasycone kwasy tłuszczowe dodatkowo hamują rogowacenie i łuszczenie się naskórka. Tym samym zmniejszają ryzyko trzech głównych przyczyn trądziku – stanu zapalnego, rogowaceń naskórka i podwyższonego poziomu IGF-1 (czyli również produkcji sebum) [3,4]. Udowodniono również, że 10 tygodniowa suplementacja dużych dawek omega-3 (2000 mg) zauważalnie poprawia jakość skóry [27]. Nie są to dawki niebezpieczne, tym niemniej warto skonsultować to wcześniej z lekarzem. 

 

W celu dostarczenia kwasów tłuszczowych omega-3, zaleca się spożywanie 2 porcji ryb w tygodniu. Łyżka siemienia lnianego do owsianki się nie sprawdzi. Osoby, które nie spożywają wystarczająco ryb, mają większe ryzyko nasilenia trądziku [28-30]. Zaleca się wtedy przyjmowanie 250 mg EPA i DHA (łącznie) w postaci kapsułek lub tranu. To bardzo mała zmiana, ale naprawdę będzie miała wpływ na cerę i zdrowie ogólnie. 

 

Ale ryby to nie jedyne produkty, które mogą obniżać stan zapalny. Ich repertuar w naszej diecie jest naprawdę spory.

 

Przeciwutleniacze

 

Rodniki, czyli reaktywne formy tlenu, prowadzą do tzw. stresu oksydacyjnego. Sugeruje się, że może być on jedną z przyczyn powstawania trądziku, a produkty o działaniu antyoksydacyjnym mogą być cenne w poprawie jakości skóry [3,4,42].  Do grupy przeciwutleniaczy zaliczymy na przykład witaminę A i E – osoby z trądzikiem mają znacznie niższe stężenie tych witamin w osoczu [3]. Zauważono również u nich niski poziom selenu we krwi [4]. W jednym z badań wykazano, że po 12-tygodniowej suplementacji witaminy E i selenu stan skóry uległ poprawie [11]. Więcej o tym pierwiastku napisałem w poniższym artykule.

Czy orzechy brazylijskie są dobrym źródłem selenu?


Z kolei katechiny zawarte w zielonej herbacie hamują produkcję sebum [12]. Robią to pośrednio, poprzez wpływ na produkcję i działanie androgenów i innych hormonów. Resweratrol znajdujący się w skórkach winogron czy winie mógłby być obiecującym lekarstwem. W badaniu laboratoryjnym wykazano, że resweratrol wykazuje działanie bakteriobójcze na P. acnes, tym samym, który ma tak wielki udział w powstawaniu trądziku [13,42]. Jednak tylko mógłby być, gdyż by uzyskać takie dawki resweratrolu konwencjonalnie, potrzebowaliśmy jakieś 100 litrów wina. A dla abstynentów jest 200 kilogramów winogron [14].  Tym niemniej stosowanie suplementu z dużą zawartością resweratrolu na pewno zasługuje na więcej uwagi.

 

Witamina D

 

Nie przesadzę, jak powiem, że witamina D wpływa na wszystko. Nie inaczej jest w tym przypadku. Niedobór witaminy D jest bardzo powszechny i wymaga ona suplementacji. W niektórych badaniach niedobór witaminy mają właściwie wszyscy (zapewne wynika to z pory roku). Jednak są też takie, gdzie osoby z trądzikiem cierpiały niemal dwukrotnie częściej na jej braki. Suplementacja tą witaminą zauważalnie łagodzi zmiany skórne. Zmniejsza produkcję sebum i hamuje rozwój p. acnes. Witamina D powinna być elementem szerszej terapii leczenia zmian trądzikowych[31-36,41]. W tym celu w okresie letnim starajmy się przebywać na słońcu. Jesienią i zimą z kolei suplementujmy witaminę D w dawkach od 2000 do 4000 IU dziennie.

 

Cynk

 

Cynk jest mikroelementem niezbędnym do rozwoju i funkcjonowania ludzkiej skóry. Wykazano, że cynk ma działanie hamujące rozwój P. acnes i zmniejsza wytwarzanie czynników prozapalnych [15,37]. Już od lat 70-tych zauważono, że pacjenci z trądzikiem często mają niedobór cynku, a jego suplementacja ma pozytywny wpływ na leczenie trądziku pospolitego. Jednak doustne dawki cynku stosowane w większości badań wiązały się z nudnościami, wymiotami i biegunką [3,37]. Stosowano różne dawki od 100 mg do 500 mg dziennie, co zdecydowanie odradzam bez konsultacji ze specjalistą. Dodatkowo przewlekła suplementacja cynku może skutkować niedoborami miedzi i żelaza. Powinniśmy zacząć od dostarczenia go z dietą np. pod postacią strączków, nasion, zbóż czy nabiału.

 

Probiotyki

 

Probiotyki, podobnie jak witamina D, mają związek niemal ze wszystkim. Wcale się nie zdziwię, jeśli za kilka lat okaże się, że odpowiednia probiotykoterapia może być standardem w zwalczaniu trądziku. Już teraz dostrzega się korzyści płynące z ich stosowania i rozważa jako leczenie uzupełniające [38]. Odpowiedni mikrobiom organizmu może na przykład hamować rozwój P. acnes. Zwalcza on też stan zapalny i nadmierne rogowacenie naskórka. Zastosowanie probiotyku Lactobacillus plantarum i Bifidobacterium bifidumn może na przykład przyspieszać regenerację skóry po trądziku i rumieniach [19,38].  

 

O ile sam nabiał ma raczej negatywny lub neutralny wpływ, tak sfermentowane napoje mleczne istotnie poprawiły cerę w ciągu 12 tygodni. Zmniejszyły nie tylko produkcję sebum, ale i liczbę zmian skórnych [19]. Korzystnie będzie działać na przykład jogurt z bakteriami kwasu mlekowego, takimi jak L. acidophilus czy L. delbrueckii [38].

 

Insulinooporność i PCOS a trądzik

 

Warte uwagi są też pewne choroby, szczególnie hormonalne. Zmiany skórne można zaobserwować przy insulinooporności i cukrzycy, zespole policystycznych jajników (PCOS) czy chorobach tarczycy [8,16,42]. A na to wszystko możemy mniej lub bardziej wpływać dietą. Tolbutamid był lekiem stosowanym z powodzeniem w leczeniu pacjentów z cukrzycą. Jedną z nieoczekiwanych korzyści ubocznych było to, że wykazano również skuteczność terapeutyczną w leczeniu trądziku [16]. Metformina, czyli obecnie stosowany lek na cukrzycę, również istotnie poprawia cerę [16]. Trądzik jest charakterystyczną cechą u pacjentów z PCOS, którzy często są również otyli i mają problemy z odpowiednim metabolizmem cukrów. Metformina nie tylko poprawia metabolizm insuliny, ale pomaga zredukować masę ciała i prowadzi do zahamowania produkcji androgenów u kobiet z PCOS [16,42]. Oznacza to, że zaburzenia gospodarki insuliną i węglowodanami przyczyniają się do rozwoju trądziku. Z kolei stosowanie leków poprawiających równowagę insuliny hamuje te negatywne zmiany.

 

Niedoczynność tarczycy

 

W przypadku niedoczynności tarczycy obserwujemy podwyższony poziom TSH (hormonu, który ma pobudzić naszą tarczycę do pracy). TSH stymuluje również aktywność gruczołów łojowych. Gdy nasza tarczyca nie wytwarza wystarczająco dużo hormonów, uwalniane jest TSH, a to z kolei może powodować zmiany skórne [17]. Regularne przyjmowanie brakujących hormonów tarczycy prowadzi do normalizacji stężenia TSH, stąd też leczona niedoczynność nie powinna mieć negatywnego wpływu na cerę. Jednak działa to też w drugą stronę. Problemy z trądzikiem w życiu dorosłym mogą świadczyć o zwiększonym ryzyku chorób tarczycy. Warto o tym pamiętać i wykonać badanie anty-TG.

 

Podsumowanie

 

Wpływ diety na trądzik
To subiektywne uszeregowanie przeze mnie produktów

 

Zalecenia żywieniowe w przypadku trądziku cześciowo będą pokrywać się z ogólnymi zasadami zdrowego żywienia. Taka dieta nie musi być skomplikowana. Przede wszystkim ograniczmy w diecie słodycze i żywność wysokoprzetworzoną, w ten sposób zwiększymy zawartość błonnika, a zmniejszymy ilość soli i prostych cukrów. Warto też zwrócić uwagę na produkty bogate w omega-3, cynk i antyoksydanty. Podstawą diety powinny być niskoprzetworzone produkty roślinne z dodatkiem nabiału i ryb. Co do nabiału, to warto wybierać żywność fermentowaną. Dodatkowo należy obserwować reakcje organizmu na mleko odtłuszczone i odżywki białkowe. Mogą one nasilać zmiany trądzikowe. Utrzymanie odpowiedniej masy ciała uchroni nas przed insulinoopornością i złagodzi skutki już istniejących chorób, jak chociażby PCOS. Dieta sama w sobie nie powoduje trądziku i nie potrafi go wyleczyć, ale zdecydowanie poświęcenie jej więcej uwagi będzie miało wpływ na naszą cerę.

[1] Bhate, K. & Williams, H. C. Epidemiology of acne vulgaris: Epidemiology of acne vulgaris. British Journal of Dermatology 168, 474–485 (2013).
[2] Danby, F. W. Acne and milk, the diet myth, and beyond. Journal of the American Academy of Dermatology 52, 360–362 (2005).
[3] Kucharska, A., Szmurło, A. & Sińska, B. Significance of diet in treated and untreated acne vulgaris. Postepy Dermatol Alergol 33, 81–86 (2016).
[4] Bowe, W. P., Joshi, S. S. & Shalita, A. R. Diet and acne. Journal of the American Academy of Dermatology 63, 124–141 (2010).
[5] Costa, A., Lage, D. & Moisés, T. A. Acne e dieta: verdade ou mito? An. Bras. Dermatol. 85, 346–353 (2010).
[6] Adebamowo, C. A. et al. High school dietary dairy intake and teenage acne. Journal of the American Academy of Dermatology 52, 207–214 (2005).
[7] Adebamowo, C. A. et al. Milk consumption and acne in teenaged boys. J Am Acad Dermatol 58, 787–793 (2008).
[8] Emiroğlu, N., Cengiz, F. P. & Kemeriz, F. Original paper Insulin resistance in severe acne vulgaris. pdia 4, 281–285 (2015).
[9] Spencer, E. H., Ferdowsian, H. R. & Barnard, N. D. Diet and acne: a review of the evidence. International Journal of Dermatology 48, 339–347 (2009).
[10] Szyszkowska, B., Łepecka-Klusek, C., Kozłowicz, K., Jazienicka, I. & Krasowska, D. The influence of selected ingredients of dietary supplements on skin condition. pdia 3, 174–181 (2014).
[11] - Michaelsson G, Edqvist LE. Erythrocyte glutathione peroxidase activity in acne vulgaris and the effect of selenium and vitamin E treatment. Acta Derm Venereol. 1984;64:9–14.
[12] - Liao S. The medicinal action of androgens and green tea epigallocatechin gallate. Hong Kong Med J. 2001;7:369–74.
[13] Docherty, J. J., McEwen, H. A., Sweet, T. J., Bailey, E. & Booth, T. D. Resveratrol inhibition of Propionibacterium acnes. Journal of Antimicrobial Chemotherapy 59, 1182–1184 (2007).
[14] Weiskirchen, S. & Weiskirchen, R. Resveratrol: How Much Wine Do You Have to Drink to Stay Healthy? Adv Nutr7, 706–718 (2016).
[15] Bowe, W. P. & Shalita, A. R. Effective Over-the-Counter Acne Treatments. Seminars in Cutaneous Medicine and Surgery 27, 170–176 (2008).
[16] Cordain, L. Implications for the Role of Diet in Acne. Seminars in Cutaneous Medicine and Surgery 24, 84–91 (2005).
[17] Vergou, T. et al. Association of thyroid autoimmunity with acne in adult women: Thyroid autoimmunity in adults with acne. Journal of the European Academy of Dermatology and Venereology 26, 413–416 (2012).
[18] Canaris, G. J., Steiner, J. F. & Ridgway, E. C. Do traditional symptoms of hypothyroidism correlate with biochemical disease? J Gen Intern Med 12, 544–550 (1997).
[19] Goodarzi, A., Mozafarpoor, S., Bodaghabadi, M. & Mohamadi, M. The potential of probiotics for treating acne vulgaris: A review of literature on acne and microbiota. Dermatologic Therapy 33, (2020).
[20] Melnik, B. Linking diet to acne metabolomics, inflammation, and comedogenesis: an update. CCID 371 (2015) doi:10.2147/CCID.S69135.
[21] Cengiz, F. P., Cevirgen Cemil, B., Emiroglu, N., Gulsel Bahali, A. & Onsun, N. Acne located on the trunk, whey protein supplementation: Is there any association? Health Promot Perspect 7, 106–108 (2017).
[22] Simonart, T. Acne and Whey Protein Supplementation among Bodybuilders. Dermatology 225, 256–258 (2012).
[23] Pontes, T. de C., Fernandes Filho, G. M. C., Trindade, A. de S. P. & Sobral Filho, J. F. Incidence of acne vulgaris in young adult users of protein-calorie supplements in the city of João Pessoa - PB. An. Bras. Dermatol. 88, 907–912 (2013).
[24] LaRosa, C. L. et al. Consumption of dairy in teenagers with and without acne. Journal of the American Academy of Dermatology 75, 318–322 (2016).
[25] Caperton, C., Block, S., Viera, M., Keri, J. & Berman, B. Double-blind, Placebo-controlled Study Assessing the Effect of Chocolate Consumption in Subjects with a History of Acne Vulgaris. J Clin Aesthet Dermatol 7, 19–23 (2014).
[26] Chalyk, N. et al. Continuous Dark Chocolate Consumption Affects Human Facial Skin Surface by Stimulating Corneocyte Desquamation and Promoting Bacterial Colonization. J Clin Aesthet Dermatol 11, 37–41 (2018).
[27] Jung, J. et al. Effect of Dietary Supplementation with Omega-3 Fatty Acid and Gamma-linolenic Acid on Acne Vulgaris: A Randomised, Double-blind, Controlled Trial. Acta Derm Venerol 94, 521–525 (2014).
[28] Burris, J., Rietkerk, W. & Woolf, K. Relationships of Self-Reported Dietary Factors and Perceived Acne Severity in a Cohort of New York Young Adults. Journal of the Academy of Nutrition and Dietetics 114, 384–392 (2014).
[29] Grossi, E. et al. The constellation of dietary factors in adolescent acne: a semantic connectivity map approach. J Eur Acad Dermatol Venereol 30, 96–100 (2016).
[30] Di Landro, A. et al. Adult female acne and associated risk factors: Results of a multicenter case-control study in Italy. Journal of the American Academy of Dermatology 75, 1134-1141.e1 (2016).
[31] Toossi, P. Serum 25-hydroxy vitamin D levels in patients with acne vulgaris and its association with disease severity. ccmbm (2015) doi:10.11138/ccmbm/2015.12.3.238.
[32] Yildizgören, M. T. & Togral, A. K. Preliminary evidence for vitamin D deficiency in nodulocystic acne. Dermato-Endocrinology 6, e983687 (2014).
[33] Lim, S.-K. et al. Comparison of Vitamin D Levels in Patients with and without Acne: A Case-Control Study Combined with a Randomized Controlled Trial. PLoS One 11, e0161162 (2016).
[34] Algazinа, T., Touir, G., Pshembayevа, S., Jetpisbayeva, Z. & Batpenova, G. [THE ROLE OF VITAMIN D IN THE DEVELOPMENT OF PSORIASIS AND ACNE]. Georgian Med News 96–100 (2019).
[35] Ahmed Mohamed, A. et al. The impact of active vitamin D administration on the clinical outcomes of acne vulgaris. Journal of Dermatological Treatment 32, 756–761 (2021).
[36] Alhetheli, G., Elneam, A. I. A., Alsenaid, A. & Al-Dhubaibi, M. Vitamin D Levels in Patients with and without Acne and Its Relation to Acne Severity: A Case-Control Study. CCID Volume 13, 759–765 (2020).
[37] Cervantes, J. et al. The role of zinc in the treatment of acne: A review of the literature. Dermatologic Therapy 31, e12576 (2018).
[38] Notay, M., Foolad, N., Vaughn, A. R. & Sivamani, R. K. Probiotics, Prebiotics, and Synbiotics for the Treatment and Prevention of Adult Dermatological Diseases. Am J Clin Dermatol 18, 721–732 (2017).
[39] Kirabo, A. A new paradigm of sodium regulation in inflammation and hypertension. American Journal of Physiology-Regulatory, Integrative and Comparative Physiology 313, R706–R710 (2017).
[40] Zhu, H. et al. Dietary sodium, adiposity, and inflammation in healthy adolescents. Pediatrics 133, e635-642 (2014).
[41] Mostafa, W. Z. & Hegazy, R. A. Vitamin D and the skin: Focus on a complex relationship: A review. Journal of Advanced Research 6, 793–804 (2015).
[42] Khanna N, Kubba R (28 February 2014). World Clinics: Dermatology - Acne. JP Medical Ltd. ISBN 9789350909768.
[43] Brescoll, J. & Daveluy, S. A Review of Vitamin B12 in Dermatology. Am J Clin Dermatol 16, 27–33 (2015).

People photo created by rawpixel.com – www.freepik.com